piątek, 31 stycznia 2014

Pierwsze podsumowanie - styczeń!



Jak widzicie postanowiłam zrobić podsumowanie. Od teraz będę je robić pod koniec lub początek miesiąca. Osobiście uważam, że w styczniu nie przeczytałam za dużo, bo wiecie: konkursy, końcówka semestru (podwójne spięcie) i wiele, wiele innych rzeczy, które musiałam wykonać, ale końcówka miesiąca była w sam raz i mam nadzieję, że taki będzie cały luty :-)


W ten miesiąc poczułam, że żyję. Nie wiem dlaczego, ale po prostu byłam szczęśliwa! Swoje smutki zostawiłam za sobą. To prawda, złe dni też były, ale to też dzięki nim poczułam co to jest prawdziwe szczęście i mam nadzieję, że coraz bardziej będę szlifować moją umiejętność cieszenia się z drobnych rzeczy. W tym miesiącu wszystko było idealne: i smutki i radości. Cieszę się, że potrafiłam znaleźć radość w niedoskonałości niektórych rzeczy. Jednak, co najważniejsze: nareszcie poczułam, że naprawdę żyję!





A teraz takie ogólne podsumowanie!

Ilość przeczytanych książek: 5 (i pół, bo jednej nie skończyłam, ale zaliczam tylko skończone). Są to:
"Krąg ognia"

A więc powiem tak. Marny wynik i dawno takiego nie miałam. Ale koniec semestru, wiadomo. Więc luty będzie o niebo lepszy (może i krótszy, ale lepszy) i to wam mówię!

Liczba dodanych recenzji: 4 (piątą dodam już w lutym. Będzie to "Krąg ognia")

Ogólna liczba dodanych postów: 9

Liczba odwiedzin w styczniu: 419 (dla niektórych mało, ale dziękuje tym wszystkim, którzy czytają moje wypociny! Kocham was!)

Najgorsza książka: Wszystkie (oprócz "Całusy i pokusy" co podobało mi się średnio) były wspaniałe!

Najlepsze: tak, jak pisze powyżej :-)

Łączna liczba fanów na fanpage: 18

Rzecz, z której najbardziej się cieszyłam: wspaniała średnia (5.80) i zajęcie pierwszego miejsca w ogólnopolskim konkursie literackim (w mojej kategorii wiekowej) pod tytułem "Pudełko moich marzeń".


I to by było na tyle z podsumowania :-) Może nie jest ono zbyt długie, ale z czasem nabiorę wprawy i będą one lepsze. Więc jeszcze raz bardzo dziękuje tym, co właśnie to czytają. Niech wiedzą jak miło jest wiedzieć, że ktoś ktoś cię podziwia i lubi zaglądać na twojego bloga! Kocham was jeszcze raz!




Nie smuć się! Zacznij cieszyć się życiem!


14# Całusy i pokusy

Oryginalny tytuł: "Ehrlich küsst am längsten"
Oryginalny język: niemiecki 
Autor: Hortense Ullrich
Rodzaj: młodzieżowe
Ilość stron: 141 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania: 2007
Cena: ?
Moja ocena: 8/10











"Czy wiecie, co jest punktem kulminacyjnym w życiu każdego nastolatka? Oczywiście impreza. Tak twierdzi Lucilla. Wybiera się na imprezę urządzaną przez salon fryzjerski "O mały włos" i za wszelką cenę chce zostać jej gwiazdą. Co jest w stanie poświęcić, żeby "być odjazdową"? Jak długo Justus, jej chłopak, i Jojo, najlepsza przyjaciółka, będą tolerować to dziwne zachowanie? Na szczęście ci dwoje łatwo nie dają za wygraną..."


Jojo jest typową nastolatką (chociaż zależy od punktu widzenia). Niezdarna, z głową pełną rozmyślań, rzadko zauważa, co dzieje się wokół niej. A dzieje się naprawdę dużo. Więc kiedy dziewczyna wraca na ziemię na początku trochę nie orientuje się dookoła. Zacznijmy od początku.
Jej najlepsza przyjaciółka Lucilla chce bardziej podobać się swojemu chłopakowi. Nie zauważa, że ten bardzo ją kocha. Dziewczyna czuje się głupio, więc "zaprzyjaźnia się" ze swoim dotychczasowym wrogiem - Serafiną. Zaczyna wstydzić się Jojo i nie chce z nią przebywać tylko dlatego żeby nie narazić się Serafinie. Bo to właśnie ona jest tą "odlotową" a Lucilla chcę aby ją tej "odlotowości" nauczyła. Tylko dlaczego kosztem przyjaźni?


Rzadko czytając książkę czuje się tak zdenerwowana. Nie, może nawet nie zdenerwowana, ale ZBULWERSOWANA - tak, to by było odpowiednie słowo. Żal mi było Jojo, która mimo zachowania przyjaciółki broniła ją i wspierała. Zgadzała się na wszystko co  tamta robiła. A Lucilla po prostu ustawiała życie Jojo. Mówiła jej co ma robić, aby być "odlotowa" jak Serafina. ogłaszała nieprawdziwe fakty (plotki) o swojej najlepszej i JEDYNEJ przyjaciółce, tylko dlatego, żeby Serafina nie pomyślała sobie, że ta się z nią przyjaźni. Ponieważ to właśnie Serafina mówiła Lucilli, że Jojo ma na nią zły wpływ, i że ta ma przestać się z nią kolegować.
Było mi żal Jojo, a Lucilli miałam ochotę zdrowo przyłożyć. Jeszcze żadna książka nie zbudziła we mnie TAKICH emocji.


Wypożyczając tą książkę myślałam, że będzie ona odpowiednia, na chłodny zimowy wieczorek. Tak naprawdę przeczytałam ją w jedną noc. I co o niej myślę? Była całkiem, całkiem pomimo tych fragmentów, które doprowadzały mnie do takiego szału (a była pierwsza w nocy. O tej godzinie wszyscy łatwo wyprowadzani są z równowagi). Jednak potem wszystko jakoś się potoczyło i skończyłam czytać czując należytą sprawiedliwość.


Czy książka wniosła coś do mojego życia? Niestety niewiele. Była ona może dosyć "lekką" lekturą, jednak była to cena tego, że nie za dużo dało się z niej wynieść. Jednak opowieść o Jojo pokazała mi jedną ważną rzecz. Prawdziwa przyjaciółka wybaczy wszystko. Nieważne, jak bardzo byłoby się na nią zdenerwowanym i co takiego ci ona zrobiła trzeba jej wybaczyć (to znaczy, ważna jest również skrucha obydwu stron). Nie ważne, czy ktoś zrobił ci przykrość, bo chciał się popisać, czy zdobyć czyjeś "zaufanie", czy po prostu się komuś przypodobać - wybaczyć trzeba. I o tym była ta książka - o przyjaźni i wybaczeniu. Przekaz ten był niestety dość słaby, ale zawsze coś.



Książka bierze udział w dwóch wyzwaniach:



Więcej o wyzwaniu TUTAJ





Więcej o wyzwaniu TUTAJ











Czytam, by myślęc - Wyzwanie autorskie!

Chciałabym zaprosić wszystkich do wyzwania autorskiego. Nosi ono tytuł "Czytam by myśleć".
Na czym będzie polegało to wyzwanie? Co miesiąc trzeba będzie przeczytać co najmniej jedną książkę, która będzie miała jakieś wewnętrzne znaczenie (po przeczytaniu której, trzeba będzie się zastanowić nad tym co się przeczytało i wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski). Uważam bowiem, że czytanie, po to, aby czytać jest po prostu głupie! Książki mają dać nam wiedzę, ale żeby ją zyskać trzeba się postarać. I po to właśnie będzie to wyzwanie.





Zasady wyzwania

  1. Czas trwania: od 1 lutego (nie od stycznia, bo dopiero niedawno wpadłam na ten pomysł) do 31 grudnia z możliwością przedłużenia.
  2. Do wyzwania można dołączyć się w każdym momencie pisząc w komentarzu pod postem "Zgłaszam się" i podając (jeżeli się ma) swojego bloga, ponieważ będę robiła listę osób biorących udział w wyzwaniu.
  3. Aby brać udział w wyzwaniu nie trzeba mieć bloga.
  4. Jeżeli ma się bloga, konto na lubimy czytać czy coś w tym stylu, co miesiąc należy dodać chociaż jedną (jak ktoś może, to więcej) recenzje, lub chociaż krótki opis książki, którą się przeczytało i napisać o wnioskach, jakie się wyciągnęło po przeczytaniu lektury. Trzeba równie napisać, że książka bierze udział w tym wyzwaniu, po czym dodać link, lub banner do tej strony.
  5. Trzeba napisać u siebie na blogu (jeżeli się go ma), że bierze się udział w wyzwaniu.
  6. Jeżeli jest to możliwe, proszę o rozpowszechnianie wyzwania, aby wzięło w nim udział jak najwięcej osób!

Mam nadzieję, że pomysł wam się podoba, i że zechcecie wziąć w nim udział!


PS. proszę nie zapisywać się pod tym postem, ale TUTAJ!

poniedziałek, 27 stycznia 2014

13# Proroctwo sióstr: Strażniczka Bramy.

Oryginalny tytuł: "Guardian of the Gate"
Oryginalny język: angielski
Autor: Michelle Zink
Rodzaj: dramat fantastyczny
Ilość stron: 383
Wydawnictwo: Telbit
Data wydania: 20 października 2010 rok
Cena: 39,90
Moja ocena: 10/10










Uwaga! "Strażniczka bramy" jest drugą częścią trylogii "Proroctwo sióstr". Jeśli nie jesteś w temacie, a chciałbyś wiedzieć o co chodzi zajrzyj do TEGO ARTYKUŁU!


Lia (Amalia) razem ze swoją przyjaciółką Sonią (jedną z czterech kluczy) przebywa w Londynie. Są tam już od prawie roku. W tym samym czasie druga przyjaciółka Amalii i Soni - Luiza - Przebywa w Nowym Jorku. Dziewczyny tęsknią za nią i aby zabić czas spędzają dnie na łonie natury. Lia szkoli się w strzelaniu z łuku i jeździectwie. Przyjaciółki chodzą również na spotkania Towarzystwa. Tam właśnie Lia poznaje Dimitriego - przystojnego młodzieńca, z którym od razu się zaprzyjaźnia. Amalia cały czas czeka również, aż siostra jej babci - ciotka Abigail - pozwoli im wyruszyć na Altus - niezwykłą wyspę zamieszkaną przez Obserwatorów i siostry. Obserwatorzy wyznaczają prawa panujące na Równinie - dziwnym miejscu znajdującym się pomiędzy snem a jawą, po którym może poruszać się Amalia, jej zła siostra Alice, oraz inne klucze. Jednak dusze mieszkające na Równinie cały czas chcą dopaść Amalie. Alice również nie próżnuje. Łamie zasady Obserwatorów i używa Równiny, aby przemieszczać się fizycznie i nawiedzać Amalie.
Nadchodzi wreszcie długo oczekiwany dzień - Luiza przyjeżdża do Londynu. Lia zauważa jednak, że dziewczyna zachowuje się inaczej niż kilka miesięcy temu. Stała się skryta i podejrzliwa. W tym samym czasie Amalia dostaje wiadomość, że ciotka Abigail czuje się źle i niedługo może umrzeć. Musi wyruszyć więc na Altus aby się z nią potkać i porozmawiać na temat zaginionych stron z Księgi Chaosu (niej zapisana jest treść proroctwa). Droga jest jednak niebezpieczna. A dusze przyjmują najróżniejsze postacie, aby dorwać Amalie.


Książka podoba mi się pod wieloma względami. Ukazuje na pozór normalne sprawy. Miłość, przyjaźń, ale również smutek i strach przeplatają się z magicznymi wydarzeniami niby nie pasujących do tej "rzeczywistej" scenerii, ale jak wspaniale ją uzupełniających.
Bardzo podoba mi się również motyw walki pomiędzy rodzeństwem. Pewnie każdy, kto ma rodzeństwo (nieważne - młodsze, czy starsze), wie, jak to jest się z nim pokłócić. Ja osobiście ma młodszą siostrę, więc wiem jak to jest (mimo, że młodsza, to wcale nie znaczy, że słabsza, czy coś w tym stylu). Jednak kiedy już się z nią pokłócę, to chcę się jak najszybciej pogodzić. Te same uczucia pokazane są w "Strażniczce bramy" (i ogólnie w całej trylogii) jednak trochę inaczej. Siostry walczą ze sobą na śmierć i życie - jednak dobra, druga opętana przez dusze. Kiedy Amalii w pewnym momencie robi się szkoda Alice chce się z nią pogodzić, jednak zawsze na koniec obie wracają do punktu wyjścia. Sama jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy i trochę szkoda, mi bliźniaczek, bo bardzo się kochały i zostały rozdzielone przez proroctwo. Osobiście chcę, aby się pogodziły.




"Proroctwo sióstr" było książką jaką kupiłam sobie za pieniądze z urodzin. Nie była ona droga (w księgarni mieli przecenę) więc ją wzięłam. Nie wiedziałam o niej zupełnie nic. Nikt mi o niej nie mówił, nigdy w życiu nie czytałam jej recenzji. Po prostu o niej nie wiedziałam. Aż do tamtej chwili.
Książka okazała się ciekawa i bardzo mi się spodobała.
Podczas ostatniego pobytu w bibliotece zobaczyłam na półkach kontynuacje trylogii: "Strażniczkę bramy" i "Krąg ognia" (który aktualnie czytam). Wiedziałam o tych książkach, jednak nie mogłam ich nigdzie znaleźć. Udało mi się jednak.
Książka była trochę inna niż pierwsza część. Nie zainteresowała mnie od razu. Byłam ciekawa co się stanie dalej, ale nie chciało mi się czytać (wiem, trochę dziwnie). I tak do połowy książki. A potem zaczęła się akcja. I tak już do końca. Więc jakby narysować to wykresem to by było coś takiego:


Początek - fajny --> Trochę później *ziew* --> Jeszcze trochę później - nie no, co będzie dalej (ekscytacja)?? --> Mniej więcej połowa książki - ale akcja --> Koniec - za szybko się skończyło...
:-(


A więc patrząc na całokształt (co zawsze robię przed oceną) książka była niezmiernie ciekawa (oprócz tego mojego zacięcia). I chcę dowiedzieć się jak Michelle Zink zakończy tą historię. Naprawdę nie mogę się doczekać kiedy skończę czytać i będę na kacu książkowym (już zaczynam być!). Po prostu ta trylogia jest warta tego, aby ją przeczytać, zatęsknić za nią i nie zapomnieć jej.


PS. Może recenzja trochę krótka, jednak nie chcę wam zdradzić nic istotnego, a w przypadku drugiej części trylogii jest to naprawdę trudne ;-) Niedługo następna recenzja :-)




Książka bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę". Więcej o wyzwaniu TUTAJ



Książka bierze również udział w wyzwaniu "Book lovers". Więcej o wyzwaniu TUTAJ


środa, 22 stycznia 2014

12# Dziennik szczęściary

Oryginalny tytuł: "Diary of a Lottery Winner's Daughter"
Oryginalny język: angielski
Autor: Penelope Bush
Rodzaj: młodzieżowe/pamiętnik (może taki nie typowy, ale zawsze coś)
Ilość stron: 215
Wydawnictwo: Akapit press
Rok wydania: 2012 
Cena: 30,00
Moja ocena: 9/10










Kilka faktów o Charlotte

  • Ma dwanaście lat
  • Pochodzi z dość biednej rodziny
  • Mieszka w domu komunalnym razem z rodzicami starszą siostrą i bratem
  • Jej brat Spencer jest bardzo fajny
  • A siostra Chelsea irytująca
  • Charlotte ma najlepszą przyjaciółkę Lauren
  • Dziewczyna kocha czytać książki (♥), a szczególnie Harry'ego Pottera (♥♥)
  • Uważa, że jej imię jest za długie, jak na jej mały wzrost
  • Prowadzi dziennik, w którym zapisuje wszystko co jej przyjdzie do głowy
  • Jej mama wygrała na loterii 3,7 milionów funtów.

Oczywiście rodzina Charlotte, jak i ona sama twierdzi, że taka suma pieniędzy nie będzie miała wpływu na ich życie. Jednak nie oszukujmy się. Każdy, kto przeczytał to co właśnie napisałam lub opis z tyłu książki wie, że tyle pieniędzy BĘDZIE miało wpływ na życie Charlotte. Jednak dziewczyna nie spodziewa się, jakie wszystko stanie się zawiłe. O tym jednak będzie za chwilę.


A więc sprawa ma się tak: dziewczyna, bardzo biedna, mieszka w małym domku, dzieląca pokój ze starszą lubiącą przepych wokół swojej osoby siostrą. Do tego cała rodzina jeździ na wakacje w przyczepie wypożyczonej przez nielubującą ich ciotkę. Czego chcieć więcej? No właśnie. Wielu rzeczy.
Jednak Charlotte nigdy nie myślała, że będzie miała więcej. Nawet o tym nie marzyła. Nie narzekała, że ma tyle ile ma (no może czasami np: przeszkadzało jej mieszkanie z siostrą). I nagle wszystko się zmienia.
Okazuje się, że mama dziewczynki, który co tydzień zaznaczała na loterii te same numerki wygrywa. I to nie 10 czy 20 funtów, ale 3,7 milionów! Możecie sobie wyobrazić jaki rozbłysk wywołało to zdarzenie w prasie i w telewizji?! Możecie? Tak!
Wcale jednak tak nie było! Rodzice Charlotte nie chcieli rozgłosu, dlatego nie powiedzieli żadnym reporterom o swojej wygranej. Plotki, jednak, jak to plotki zawsze szybko się roznoszą...
Rodzina Charlotte postanawia wyprowadzić się ze swojego domu i zamieszkać w nowym - o wiele lepszym od poprzedniego. Na ich miejsce wprowadza się nowa dziewczyna - Stacy - ze swoją rodziną. Zagarnia ona sobie Lauren i zaprzyjaźnia się z nią. Poza tym strasznie kłamie i plącze. A Lauren jej we wszystkim wierzy, bo myśli, że jej była najlepsza przyjaciółka chciała kupić sobie przyjaźń Stacy. Czy Charlotte odzyska koleżankę?




Chyba każdy chociaż raz w życiu powiedział coś typu: szkoda, że moja rodzina nie ma tylu pieniędzy, żeby, na przykład: jeździć pięć razy do roku za granicę i mieszkać w luksusowym domu. Charlotte wierzyła, że to właśnie dlatego, że pojechali na takie biedne wakacje wygrali dużą sumę pieniędzy.
A było to tak: dziewczyna, razem ze Spencerem bardzo długo, będąc na campingu grali na automatach. Charlotte w pewnym momencie zobaczyła znany i rozpowszechniony automat wróżki. No wiecie, wrzucacie monetę, a automat wydaje wam wróżbę. Charlotte wylosowała coś takiego: "Cyganka mówi, że twoje marzenia mogą się spełnić - więc ostrożnie z marzeniami".

Niedługo potem dziewczynka rzuciła, że chciałaby, aby było ich stać na lepsze wakacje. Nie robiła tego z rozmysłem. Po prostu tak powiedziała i już. Nie wiedziała, że życzenie może się spełnić. Jednak powinna przestrzegać zasady: "...ostrożnie z marzeniami".




Książka Penelope Bush nadaje się idealnie na każdą porę roku - również na długi zimowe wieczory. Jest lekka, czyt się ją szybko i miło. Ponad to mimo, że książka jest dosyć chuda można bardzo przywiązać się do jej bohaterów. Ja też tak zrobiłam.
Strasznie polubiłam Charlotte - nastolatkę w moim wieku, lubiącą czytać książki, cały czas z głową w chmurach, widzącą magię nawet tam, gdzie nikt inny by jej nie dostrzegł. Bardzo polubiłam również brata Charlotte - Spencera - mądrego i zabawnego, a nawet jej starszą siostrę - Chelsea.
Nawet nie dostrzegłam momentu, w który książka się skończyła.
Mimo braku grozy, czytając "Dziennik szczęściary" nie można doczekać się dalszych zdarzeń. Cały czas pojawiają się nowe problemy, z którymi nastolatka musi sobie w jakiś sposób poradzić. A najlepsze jest to, że jej się to udaje!


Jest tylko jedna rzecz, która nie podobała mi się w tej niezmiernie ciekawej i zabawnej książce. Niby mówi ona o tym, że pieniądze nie są aż tak warte, i że posiadanie tak dużej sumy pieniędzy nie jest najważniejszą rzeczą na świecie. Pokazuje, że wiążą się z tym też pewne przykrości i zawody. Przekaz ten jednak, niezwykle mądry jest cały czas zagłuszany. Na przykład: bohaterce jest smutno, bo przez pieniądze pokłóciła się ze swoją przyjaciółką, ale od razu potem dostaje nowe ubrania, albo rzeczy do pokoju. Książka nie jest również pisana do końca dziennikiem. Jest narracja pierwszoosobowa, a zamiast początku rozdziału jest data, jednak prawie niemożliwe jest, aby tak dokładnie zapamiętywać cały dzień: dialogi itp. Jednak mimo wszystko książka jest bardzo fajna i naprawdę ją polecam, a szczególnie teraz w mroźny, zimowy czas - tak na rozgrzanie :-)


środa, 15 stycznia 2014

Przemyślenia

Kiedy zakładałam bloga to nie miałam planów, że ma to być tylko blog z recenzjami. Chciałam umieszczać w nim moje przemyślenia, marzenia o lepszym jutrze. Blog mam już dość długo i na razie nie udało mi się tych planów zrealizować, ale jak mnie coś natchnie to o tym napiszę ;-)

poniedziałek, 13 stycznia 2014

11# Złodziejka książek

Oryginalny tytuł: "The Book Thief "
Oryginalny język: angielski
Autor: Markus Zusak
Rodzaj: wojenne (i trochę fantasy, ale o tym potem)
Ilość stron: 495
Wydawnictwo: Nasza księgarnia
Rok wydania: 2006
Cena: 39,90
Moja ocena: 10/10











"Złodziejka książek". Sławna "Złodziejka książek". Emocjonująca. Niejednoznaczna. Zagadkowa.
Tak opisałabym tą książkę, gdybym miała wspomnieć o niej w kilku zdaniach. A jaka ta książka jest naprawdę? Nieporównana. Nigdzie podobnej nie znajdziecie. Po prostu nigdzie indziej nie ma TAKIEJ książki. Napisanej w TEN sposób. W której sprawy nie wyjaśniają się jedna po drugiej, ale splatają się w wspaniałą historię.



Po raz pierwszy spotykamy się z główną bohaterką - Liesel Meminger - kiedy jedzie ona pociągiem ze swoją mamą i bratem. Gdzie jadą? Na pewno nie na basen. Nie do kina. Wtedy jeszcze nie było takich atrakcji. Albo może były. Ale na pewno nie dla Liesel. Ona cieszyłaby się pewnie bardziej, gdyby pozwolono jej w domu zostać. Musiało być jednak inaczej. Liesel jechała z matką do nowego domu.
Po drodze jednak coś dzieje się nie tak. Zaczyna się od nagłego kaszlu a potem cisza. Jednak rzecz, a zmieniła wszystko. Ta chwila będzie później często nawiedzać Liesel w snach. Chwila, gdy jej brat odszedł ze świata. To przyczyniło się jednak do "kariery" Liesel. podczas jego pogrzebu dziewczynka ukradła wtedy swoją pierwszą książkę - "Podręcznik grabarza". Te dwa zdarzenia nakierowują życie złodziejki na nowy tor. Na dodatek, niedługo po przyjeździe Liesel do nowego domu wybucha druga wojna światowa. 


"Drobna uwaga. Na pewno umrzecie."


Okładka (oryginalna, a nie filmowa) książki jest stylizowana na starą. Nic ciekawego, jest na niej dziewczynka. I coś jeszcze. Coś co zupełnie nie pasuje do niby wesołej atmosfery, która panuje na obrazku. A może na odwrót - elementy kontrastują ze sobą tak bardzo, że nadają sens całokształtowi. Jest to śmierć.
Dziewczynka jednak nie boi się tej tajemniczej postaci. Przeciwnie oboje idą za ręce. Cieszą się. Tańczą.
Już sama okładka osłania nam rąbek tajemnicy o książce. Mówi, że śmierć w czasach drugiej wojny światowej była czymś powszechnym. Było o nią łatwo. Czasami nawet cieszono się z niej. Jak z wyzwolenia.
Dziewczynka na okładce nie opiera się śmierci. Współgra z nią. Nie boi się jej.


"Złodziejka książek" to książka, która wyzwala we mnie wiele uczuć. Również pozytywnych. Pokazuje, jakie to szczęście, że żyjemy w wolnym kraju, w którym nie ma wojen, i w którym każdy jest równy (chociaż ze względu na pewne "grupki" społeczne, które powstają mimo to, nie każdy może poczuć tą równość).
Liesel żyła w bardzo trudnych czasach. Udawało jej się jakoś przetrwać, ponieważ była samodzielna, zawsze (to znaczy wtedy kiedy uważała to za słuszne) stawiała na swoim, jednak była również czuła na cierpienie innych i otwarta dla ludzi. W niektórych momentach byłam zła na nią za decyzje, które podejmowała, jednak raczej po prostu jej współczułam. Współczułam małej dziewczynce, która zmuszona była pożegnać się z rodziną i zamieszkać w nowym środowisku. Współczułam dziewczynce, która musiała zmienić się, dostosować się do świata, w którym żyła. Współczułam dziewczynce, która żyła w hitlerowskich Niemczech. Jednocześnie jednak podziwiałam jej odwagę, dobre serce i wytrwałość w dążeniu do celu.




Kolejna rzecz, która zaskoczyła mnie w książce była jej narracja. Nie da się do końca określić jaka ona byłą - czy pierwszoosobowa czy trzecioosobowa. Jest tak dlatego, że narratorem opowiadania jest śmierć. Jest to pierwsza przeszkoda, jaką postawił na swojej drodze Markus Zusak. Śmierć widzi wszystko własnymi oczami. Nie interesuje jej zbytnio wygląd postaci, a bardziej ich charakter. No bo czemu wygląd miałby interesować śmierć?



Bardzo poruszył mnie również sposób w jaki pisana jet książka. Nie jest on jednostajny, ciągły, tylko (jak już pisałam wcześniej) przeplatany. Tak jak warkocz. Wydarzenia cały czas się krzyżują. W "Złodziejce" nie ma ciągłości zdarzeń. Jeśli rozpatrywaliśmy by je pojedynczo to nie bardzo mają sens. Dopiero pod koniec książki wszystko nam się układa i uświadamiamy sobie się rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia. Dopiero wtedy udaje nam się odkryć prawdziwy sens historii Liesel Meminger.



Ostatnią rzeczą jaka zaintrygowała mnie w tej książce jest zakończenie. Nie będę wam go oczywiście zdradzać. Chcę powiedzieć wam tylko jedno ważne (może dla niektórych znane) zdanie: Najciemniej jest zawsze pod latarnią. Zusak zakończył książkę z taką łatwością, że nikt by się tego nie spodziewał.







PS. Podobno 31 stycznia będzie kinowa premiera "Złodziejki". Ja się wybiorę, a wy?