środa, 22 lipca 2015

Straszne statystyki...

Od czego by tutaj zacząć... może od tego, że długo mnie nie było. Właściwie to nie było mnie cały czas, a bywałam jedynie "przejazdem". Zaniedbałam się w pisaniu. Bardzo. Zresztą w czytaniu również porobiłam sobie zaległości. Nie powiem - mogę tłumaczyć się szkołą, obowiązkami, a teraz wyjazdami. Tak to prawda, wyjeżdżałam. Za kilka dni znowu wyjeżdżam.
Przejrzałam jednak statystyki bloga i nie - wcale nie chodzi mi o wejścia. Chodzi o ilość postów, które dodałam w ciągu roku poprzedniego i teraźniejszego. Od stycznia napisałam... 9 recenzji.
Nie będę się mówić czym to było spowodowane. Po prostu. Tak się stało i już.
Postanowiłam jednak wziąć się w garść i powiedzieć sobie: koniec!
Także jakoś na dniach powinna pojawić się kolejna recenzja. A jeżeli mi się uda to kilka recenzji. I tym razem nie będzie dwumiesięcznych przerw.

A tu macie obrazek. Tak bez powodu. Żeby oczy nacieszyć.

czwartek, 9 lipca 2015

72# Papierowe miasta - John Green



Quentin Jacobsen – dla przyjaciół Q – ma osiemnaście lat i od zawsze jest zakochany we wspaniałej koleżance, zbuntowanej Margo Roth Spiegelman. W dzieciństwie przeżyli razem coś niesamowitego, teraz chodzą do tego samego liceum.
 Pewnego wieczoru w przewidywalne, nudne życie chłopaka wkracza Margo w stroju nindży i wciąga go w niezły bałagan. Po czym znika. Quentin wyrusza na poszukiwanie dziewczyny, która go fascynuje, idąc tropem skomplikowanych wskazówek, jakie zostawiła tylko dla niego. Żeby ją odnaleźć, musi przemierzyć setki kilometrów po USA. Po drodze przekonuje się na własnej skórze, że ludzie są w rzeczywistości zupełnie inni, niż sądzimy. Czy dowie się, kogo szuka i kim naprawdę jest Margo?
(opis z tyłu książki)

"Papierowe miasta" to kolejna książka Johna Greena, która tak bardzo mnie poruszyła i pchnęła do zmienienia swojego życia. Autor jak zwykle wspaniale podszedł w niej do wielu problemów, z jakimi musi uporać się dzisiejsza młodzież. Można by powiedzieć nawet, że "Papierowe miasta" to swego rodzaju poradnik dla dzisiejszych nastolatków, otwierający oczy na rzeczy, z których wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy, albo których nie dostrzegaliśmy. Ale co jest takiego wspaniałego w tej książce?

"Pamiętaj, że czasami nasze wyobrażenie drugiej osoby niewiele ma wspólnego z tym, kim ona naprawdę jest."

Przede wszystkim została tutaj poruszona kwestia tego, jak spostrzegamy innych ludzi. Ile razy patrząc na kogoś myśleliście, jakie wspaniałe musi on mieć życie? Zazdrościliśmy mu przyjaciół, wyglądu. Czasami też jednocześnie mogliśmy taką osobę mogliśmy podziwiać.
Okazuje się, że wcale nie jest tak wspaniale. Możecie nie wierzyć, ale naprawdę zawsze znajdzie się coś, co psuje komuś cały porządek. Zawsze musi być jakieś "ale". Zapytacie więc pewnie, dlaczego niektórzy ludzie cały czas się uśmiechają, kiedy to inni są chodzącym smutkiem? To wszystko zależy od rodzaju problemów z jakimi się zmagamy, ale w głównej mierze również od charakteru. Za to podziwiam Margo. Za jej charakter. Mimo wielu powodów do smutku, mimo opuszczenia ze strony innych i samotności nie poddała się. Zamiast siedzieć z założonymi rękami i czekać na to, aż zdarzy się w jej życiu cud, który wszystko zmieni, sama podjęła się tych zmian. I mimo, że środki, które zastosowała mogły momentami wydawać się drastyczne, to wiedziała, że stojąc w miejscu niczego nie zyska.
Ludzie boją się zmian. Nie wiedzą jednak, że czasami są one potrzebne nawet, jeżeli z początku wydają się one bez sensu. Margo to rozumiała. I odważyła się zaryzykować.

"Jakże łatwo można dać się zwieść, wierząc, że człowiek jest czymś więcej niż tylko człowiekiem."

Na drugą kwestię mającą związek z tym, jak spostrzegamy inne osoby, oczy otworzył mi Q.
Czasami jest tak, że ludzie, którzy są ze sobą szczęśliwi nagle zaczynają się kłócić. Mają do siebie jakiś żal, prawią sobie wyrzuty, aż w końcu rozstają się i nikt tak naprawdę nie wie o co im chodziło.
Quentin mniej więcej w połowie książki zaczął zastanawiać się, dlaczego tak właściwie szaleje za Margo. Doszedł nawet do takiego wniosku, że mogło mu się spodobać jego wyobrażenie o dziewczynie, a nie ona sama. 
Czasami za bardzo przeceniamy daną osobę. Zapominamy, że jest ona tylko człowiekiem, że również ma swoje wady. Wyobrażamy ją sobie jako kogoś idealnego, lepszego od zwykłych ludzi. Przez to ranimy  tą osobę i jednocześnie sprawiamy ból sobie. Czujemy się zdradzeni i oszukani, tylko dlatego, że ktoś nie spełnił naszych oczekiwań. Nie jesteśmy wstanie przyjąć do świadomości, że to my popełniliśmy błąd przewyższając w naszych wyobrażeniach możliwości danego człowieka.

Bardzo spodobała mi się metafora "Papierowych miast", jako czegoś nietrwałego i łatwego do zniszczenia. Jako miejsca, w których można bardzo łatwo się zgubić, w którym można samemu stać się "Papierowym człowiekiem".
Każdy ma swoje Papierowe miasta. Dla większości ludzi jest to miejsce, w którym ukrywają się oni ze swoimi problemami i nie pozwalają im wyjść na światło dzienne.
Trzeba jednak pamiętać, że w takim miejscu papierowe jest wszystko, a im dłużej w nim przebywamy, tym bardziej zacierają się dla nas granice, pomiędzy naszymi wyobrażeniami, a rzeczywistością. Dlatego żyjmy teraźniejszością, i nie myślmy o tym, jak mogło być, a jak nie będzie.
Snujmy marzenia, które możemy spełnić. Dążmy do celów. Nie poddawajmy się.
Nie zamykajmy się w Papierowych miastach.

"PÓJDZIESZ DO PAPIEROWYCH MIAST I NIGDY JUŻ NIE POWRÓCISZ"

niedziela, 24 maja 2015

71# Jedyna - Kiera Cass


Tytuł oryginalny: "The One"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Jaguar
Rodzaj: młodzieżowa
Ilość stron: 335

America Singer jest jedną z czterech dziewcząt, które utrzymały się w ścisłej czołówce Eliminacji. Ukochana przez zwykłych ludzi, znienawidzona i bojkotowana przez obecnego króla, dziewczyna wciąż nie jest pewna swych uczuć. 
Sytuacja w kraju pogarsza się z każdym dniem. Ataki rebeliantów stają się coraz bardziej zaciekłe. Śmiertelne niebezpieczeństwo grozi nie tylko osobom zebranym w pałacu, ale także ich rodzinom.
Los całej Illei może spoczywać właśnie w rękach Ami - jedynej osoby na tyle odważnej, by mówić głośno o społecznej niesprawiedliwości i potrzebie odmiany.
Czy dziewczyna powróci do swej dawnej miłości, czy wybierze Maxona i zdecyduje się zostać królową, by podjąć walkę o lepszy świat dla siebie i wszystkich mieszkańców Illei?
(opis ze "skrzydełka" książki)

Gdy zobaczyłam okładkę "Jedynej" z miejsca się zakochałam. Oczywiście, że znam jeden z tych starych, jak świat banałów mówiących, żeby nie oceniać książki po okładce, trudno jednak nie zareagować podobnie jak ja, gdy widzi się coś tak pięknego. Gdy już kupiłam książkę cały czas, jeszcze zanim zaczęłam ją czytać, kładłam ją we wszelkich możliwie widocznych miejscach, aby móc nią cieszyć wzrok. Jednak jak wszyscy dobrze wiemy, okładka to nie wszystko. A co kryło się w środku "Jedynej"?

Po pierwsze, chyba wszystkie osoby, które czytały poprzednie części "Rywalek" i którym książki te podobały się, na pewno cały czas zastanawiały się, jak zakończy się cała trylogia. Oczywiście, ostatnia część nosi tytuł "Jedyna", ale może nam to mówić tyle samo, co nic. Dlatego czułam często lekkie uczucie niepokoju na myśl, że autorka jedną książką, jednym rozdziałem, jednym zdaniem, może zniszczyć całą niczego sobie trylogię. Moje obawy okazały się być jednak bezpodstawne. 
"Rywalki" były dość spokojne, akcja się dopiero rozkręcała, jednak czytało je się w zatrważającym tempie. "Elita" była już może trochę gorsza, ale "Jedyna" była istną wisienką na torcie. Autorka naprawdę dobrze przemyślała, to jak chce zakończyć książkę - nie zostawiła żadnego "wolnego" wątku, żadnej nierozwiązanej zagadki - to było po prostu świetne.

Naprawdę bardzo trudno było mi się rozstać z "Rywalkami" (nawet jeżeli mam świadomość, że niedługo kolejna część, to i tak czuję, że będzie to coś zupełnie innego). Była to naprawdę cudowna trylogia. Sprawiła ona, że przez chwilę mogłam poczuć się wybraną, mogłam stać się księżniczką mieszkającą w pięknym zamku i noszącą drogie suknie. Mogłam jednak poznać ciemne strony takiej rzeczywistości. Jeżeli więc ktoś szuka pięknej, pełnej miłości baśni, jednak dla trochę starszych, to polecam trylogię "Rywalki".