piątek, 24 października 2014

Mój sukces

Jak zwykle podaje wszystkie informacje z (ogromnym) opóźnieniem, ale chciałabym się Wam pochwalić, że moja recenzja wyszła poza granice bloga i znalazła się w... gazecie. 
Pewnie dużo z Was zna taką gazetę jak "Fanbook". Ostatnio jest o niej głośno (i dobrze), dużo blogerów książkowych recenzuje jej kolejne numery. Ja jeszcze tego nie robiłam, ale może kiedyś... W każdym razie można do tej gazety wysłać swoją recenzję. Nie trzeba się podpisywać swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem, można się również wysłać i podać adres swojego bloga (czego ja nie zrobiłam, bo nie wiedziałam, że jest taka możliwość). Jeżeli ktoś nie ma tego numeru to i tak pewnie nie jest to moje ostatnie wystąpienie w gazecie (mam przynajmniej taką nadzieję), więc może będzie miał jeszcze szansę mnie zobaczyć. Jak na razie poniżej zamieszczam zdjęcie recenzji.


sobota, 18 października 2014

56# Jennifer Liam i Josh - Danny White



Tytuł oryginalny: Jennifer, Liam and Josh
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Feeria
Rodzaj: biografia
Ilość stron: 229
Cena: 29,90 zł

"Jennifer, Liam i Josh. Nieautoryzowana biografia gwiazd „Igrzysk śmierci” to opowieść o trzech gwiazdach najgorętszej serii filmowej Hollywood. Intrygująca biografia tej niezwykłej trójki opisuje ich relacje na ekranie i poza nim, ich fascynacje, dziecięce marzenia, historię karier, role filmowe i telewizyjne, związki i nadzieje na przyszłość. Przede wszystkim zaś stara się odpowiedzieć na pytanie, jak to jest dostać szansę zagrania jednej z trzech najbardziej pożądanych ról filmowych świata.
Film „Igrzyska śmierci”, nakręcony na podstawie bestsellerowej powieści pod tym samym tytułem, stał się absolutnym światowym hitem. Drugi obraz serii „W pierścieniu ognia” był bezsprzecznie najlepszą premierą 2013 r. Trzeci film, „Kosogłos”, który będzie nakręcony w dwóch częściach, jeszcze nie powstał, a już jest najbardziej wyczekiwanym filmem 2014 roku" (Opis z tyłu książki)

"Igrzyska śmierci" czytałam dwa razy, "W pierścieniu ognia" i "Kosogłosa" raz, oraz oglądałam obydwie ekranizacje książek. Nie mówię, że jestem jakąś ogromną fanką książek Suzanne Collins, ale jej powieści czytało mi się z wielką przyjemnością, więc tym bardziej chciałam sięgnąć po coś, co mogłoby być dobrym dopełnieniem lektury, a jednocześnie rzuciłoby trochę więcej światła na filmowe "Igrzyska...". 
Właśnie takie motywy kierowały mną, kiedy sięgałam po książkę "Jennifer, Liam i Josh". Czy jednak okazała się ona być na tyle dobra, żeby postawić ją obok trylogii "Igrzysk", a tym bardziej, aby spodobała się ich fanom?

Ta biografia naprawdę była jedną z lepszych, które dotychczas czytałam. Nie dość, że mówiła nie o jednej postaci, a o kilku, to jeszcze nie skupiała się tylko na sławie gwiazd. Poznałam życie trójki aktorów, ale z dwóch stron - przed rozpoczęciem ich kariery i po. I na tym mi właśnie najbardziej zależało - na poznaniu życia gwiazd z tej normalnej strony. Bardzo się cieszę, że autor tej książki skupił się w dużej mierze na tym.

Oprócz tego, że książka była ciekawa, to nie mogło zabraknąć w niej zdjęć gwiazd. Były one dobrej jakości, ładne, ciekawe i znowu wielki plus - pokazywały gwiazdy jeszcze przed tym, jak te dostały role w filmach (to znaczy część pokazywała). Bardzo mi się one spodobały, mogłam zobaczyć, jak zmieniły się postacie, o których czytałam.

Jeżeli jest się fanem "Igrzysk śmierci" (i książek i filmu) to można sięgnąć, po książkę, ale mimo wszystko nie jest ona jakimś ogromnym uzupełnieniem trylogii. To prawda, jest dobra i ciekawa, ale "Igrzyskom" poświęcony jest jedynie fragment biografii. Dlatego jeżeli ktoś nie może zdecydować się na kupno książki to niech się tym nie kieruje!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Feeria.

wtorek, 14 października 2014

55# Mała księżniczka - Frances Hodgson Burnett


Tytuł oryginalny: "A Little Princess"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Egmont
Rodzaj: młodzieżowe/literatura piękna
Ilość stron: 291
Cena: ? 

Siedmioletnia Sara Crewe wiedzie życie jak z bajki. Na pensji dla dziewcząt w Londynie jest hołubiona przez wszystkich. Ma własny salon, garderobę, kucyka, a nawet pokojówkę! Co więcej, ma odziedziczyć po rodzicach wielką fortunę. Nie jest jednak rozpieszczonym dzieckiem – wrodzoną skromnością
i przyjaznym usposobieniem zjednuje sobie ludzi.
 Jej życie zmienia się, gdy w dniu jedenastych urodzin dowiaduje się o nagłym bankructwie i śmierci ojca.
Z dnia na dzień z pupilki staje się służącą, a z pięknego pokoju przenosi się na zimny strych. Schronienie przed okrutną rzeczywistością znajduje w świecie wyobraźni - tam każdy może być, kimkolwiek zechce...
(Opis z tyłu książki)

Kiedy sięgałam po książkę byłam niemal pewna, że jeszcze nigdy nie zetknęłam się z żadną powieścią Frances Burnett. W takiej świadomości przeczytałam połowę "Małej księżniczki". Wtedy dopiero gdzieś wyszukałam, że ta sama autorka napisała "Tajemniczy ogród" (który czytałam bodajże w trzeciej klasie). Był to dla mnie szok, ponieważ książka ta znacznie różniła się od "Małej księżniczki". Jeżeli więc ktoś przeczytała "Tajemniczy ogród" i myśli, że na przykład nie warto czytać innych książek tej autorki, to pewnie też się zaskoczy.
Sara Crewe - główna bohaterka książki - miała wszystko. Wspaniałe stroje, książki, pokój - dosłownie wszystko (jej lalki miały więcej ubrań niż ja). Miała jednak również wspaniałe usposobienie i wyobraźnie, której pozazdrościć. Naprawdę ogromnie polubiłam tę bohaterkę. Miła, uczynna, pracowita i otwarta na innych ludzi - osoba zmieniająca świat mimo swojego młodego wieku. Osoba, którą chce się naśladować. Ta bezinteresowna chęć pomagania innym cechuje większość dzieci. Sara jednak oprócz tego miała ogromną wyobraźnię i dużo empatii. Potrafiła postawić się na miejscu osoby potrzebującej pomocy. Taka umiejętność (a szczególnie u dziecka, które pochodzi z tak bogatego domu) jest naprawdę rzadko spotykana. 
Postanowiłam naśladować Sarę w każdym calu. Zapragnęłam też posiąść taką bezinteresowność i chęć pomagania inny. Książka Frances Burnett nauczyła mnie, że do pomagania nie potrzeba ogromnych pieniędzy - wystarczą dobre chęci.
A osobę taką, jak Sara rzeczywiście można nazwać małą księżniczką.

W książce zachwycił mnie jeden prosty przekaz - jeżeli zrobimy coś dobrego dla ludzi, to oni zrobią coś dobrego dla nas. 
Sara po śmierci ojca miała naprawdę trudne życie. Mimo to nie załamała się i pragnęła tylko jednego - być księżniczką całą swoją osobą. Nie chodziło jej o ubrania, pokoje i służbę, ale o dobroć serca. Dziewczynka pomagała wszystkim pokrzywdzonym, sama nie mając jedzenia i mieszkając na zimnym strychu. Dzięki temu jednak, znaleźli się ludzie, którzy chcieli pomóc również jej. Dlatego pomoc innym zawsze się opłaca.

Książka okazała się naprawdę bardzo dobra. Nie za krótka, nie za długa. Do tego mocno pouczająca
i motywująca do działania. 
Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Egmont

piątek, 10 października 2014

54# Dziewczę z sadu - Lucy Maud Montgomery


Oryginalny tytuł: "Kilmeny of the Orchard"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Egmont
Rodzaj: młodzieżowe/literatura piękna
Ilość stron: 191
Cena: ?


Eric Marshall, świeżo upieczony absolwent college’'u przyjeżdża na Wyspę Księcia Edwarda, by w zastępstwie chorego przyjaciela poprowadzić szkółkę w Charlottetown. Poznaje tam piękną i tajemniczą Kilmeny – - niemą dziewczynę obdarzoną słuchem absolutnym, która komunikuje się ze światem poprzez grę na skrzypcach. Eric się w niej zakochuje. O swoją miłość będzie musiał jednak walczyć. Czy uda mu się zdobyć serce Kilmeny? Dziewczę z sadu to opowiedziana z punktu widzenia młodego mężczyzny historia prawdziwej i głębokiej miłości, która okazuje się mieć uzdrawiającą moc.
(Opis z tyłu książki)

"Dziewczę z sadu" to już kolejna książka Lucy Maud Montgomery, która trafiła do moich rąk. Kolejna, a jednak zupełnie inna niż wszystkie, które do tej pory czytałam.
Największą różnicą pomiędzy tą książką, a innymi powieściami Lucy Maud Montgomery, które udało mi się zdobyć było to, że głównym bohaterem książki nie była dziewczyna, a chłopak - Eric Marshall. Polubiłam tą postać, jednak mimo, że była ona bardzo sympatyczna, to nie zajęła jakiegoś szczególnego miejsca w moim sercu. Podobnie było z Kilmeny - chociaż ona była o wiele ciekawsza od Erica i w ogóle była chyba najlepszą postacią w książce. Piękna, tajemnicza i utalentowana - takiej osoby można by nie lubić myśląc, że jest ona zbyt perfekcyjna. Kilmeny jednak była inna od wszystkich tych "idealnych" dziewczyn, o których kiedykolwiek czytałam. Jej łagodność i wiara w ludzkie dobro sprawiły, że naprawdę bardzo ją polubiłam.

Historia zapisana na kartach książki rozgrywa się na pięknej i malowniczej Wyspie Księcia Edwarda. Po prostu uwielbiam, gdy Montgomery opisuje to miejsce. Robi to w taki poetycki i romantyczny sposób, że chciałoby się tam od razu znaleźć.
Powieść "Dziewczę z sadu" obudziła we mnie jakąś tęsknotę, do bezkresnych lasów, poprzecinanych krystalicznymi strumieniami i do pięknych kwiecistych łąk - miejsc, nienaznaczonych jeszcze technologią.
Książka, która potrafi obudzić takie uczucia jest naprawdę niezwykła!

Mimo, że powieść spodobała mi się, to miała również wady. Największym minusem było to, że okazała się ona być zbyt krótka, a wszystko działo się zbyt szybko. W innych swoich książka Lucy Maud Montgomery tworzyła bardzo wiele wątków, które na końcu łączyły się w sensowną całość. Tutaj było inaczej. Wątków było tylko kilka i nie zostały one rozwinięte w pełni, dlatego momentami książka mogła wydawać się nudna, a już po jej skończeniu czuło się niedosyt. Nie mówię, że wszystkie książki powinny zawierać dużo wątków, ale tej na pewno by to nie zaszkodziło.

Książka nie była może bardzo dobra, ale dobra na pewno. Z prostym przekazem, pouczająca, a przede wszystkim ukazująca najważniejsze wartości życiowe. Czasami trzeba odpuścić sobie czytanie różnych ciężkich rzeczy i sięgnąć właśnie po taką lekturę, idealną na chłodne, jesienne wieczory - książkę przywołującą wspomnienie lata.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję kochanemu wydawnictwu Egmont

środa, 8 października 2014

Spóźnone sto lat!

Dokładnie dnia 22 września 2013 roku założyłam tego bloga i była to jedna z najlepszych decyzji mojego życia (zaraz po pójściu do najlepszego gimnazjum świata). Urodziny bloga chciałam świętować dokładnie w dzień kiedy one wypadały, ale... jakoś nie wyszło. Już i tak od dłuższego czasu mało wchodziłam na bloga, a kiedy coś publikowałam to było to przygotowane z naprawdę dużym wyprzedzeniem. Dzisiaj jest ósmy, więc od urodzin minęło szesnaście dni, ale co mi szkodzi pisać ten post teraz.
Naprawdę nigdy bym nie uwierzyła, że uda mi się prowadzić bloga dłużej niż rok (teraz muszę dobić do dwóch lat). Kiedy zakładałam jakąś stronkę, to zwykle przestawałam się nią interesować po jakichś trzech miesiącach.


Niezwykłe jest również to, ilu zdobyłam czytelników. Może dla niektórych nie jest to jakiś szczególny wynik, ale i tak bym nie uwierzyła, jakby ktoś kiedyś mi powiedział ilu was będzie. Jesteście naprawdę wspaniali i cieszę się, że znajdują się osoby, które razem ze mną chcą przeżywać niezwykłe literackie przygody. Kocham was!
Jeszcze pół roku temu nie pomyślałabym, że jakiekolwiek wydawnictwo będzie chciało ze mną współpracować. A tutaj proszę - niespodzianka. Książki otrzymuję od kilku niezwykłych wydawnictw, ale również od cudownych autorów.


Przez ten rok naprawdę się rozwinęłam. Nauczyłam się oceniać książki i naprawdę świetnie się przy tym bawię. Moja recenzja (o czym jeszcze nie pisałam, ale napiszę) znalazła się w gazecie. Kiedy się o tym dowiedziałam skakałam ze szczęścia.
Ten rok był dla mnie naprawdę niezwykłą przygodą, którą mam zamiar kontynuować. Także trzymajcie za mnie kciuki!

niedziela, 5 października 2014

53# Tubylerczykom spełły fajle - Henry Kuttner


Tytuł oryginalny: "Mimsy Were the Borogoves"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Pik
Rodzaj: fantasy/science-fiction
Ilość stron: 216
Cena: ?

Autor prawie nieznany, tytuł prawie nie do wymówienia (przynajmniej za pierwszym razem), książka prawie (przynajmniej kiedy ja ją chciałam) nie do zdobycia. Co mnie więc podkusiło żeby ją przeczytać?
Wszystko zaczęło się jakiejś dwa lata temu, kiedy po raz pierwszy obejrzałam film "Mimzy mapa czasu". Opowiadał on o dwojgu rodzeństwa, które znalazło tajemnicze zabawki z przyszłości.  Spodobał mi się on ogromnie, miał według mnie jakiejś wewnętrzne przesłanie, jednak wszystko by się na tym skończyło, gdybym się nie dowiedziała, że film ten jest na podstawie książki.
Następnie sprawdziłam w internecie o czym ta książka dokładnie jest. Okazało się jednak, że nigdzie nie było żadnych informacji o niej, poza tym, że książka jest tak naprawdę zbiorem opowiadań. Ten niedobór informacji nie osłabił na szczęście mojej ciekawości - wręcz przeciwnie. I tak po dwóch latach przeszukiwania allegro książka znalazła się w moich rękach.

Zacznę może od napisania, jakie opowiadania znajdują się w zbiorze. Są to:

1. Profesor opuszcza scenę
2. Stos kłopotów
3. Do zobaczenia
4. Zimna wojna
5. Gdy przebierze się miarka
6. Tubylerczykom spełły fajle
7. Twonk

Pierwsze cztery opowiadania nie wywarły na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia. Wszystkie opowiadały o rodzinie mutantów, która próbuje zaaklimatyzować się w świecie ludzi, co (mówiąc na marginesie) trochę im nie wychodzi. Przeżywają jednak dzięki temu niezwykłe przygody, których czasami można by im pozazdrościćTrzeba tutaj zaznaczyć, że są to jedyne opowiadania w całej  książce, które są ze sobą w jakiś sposób połączone, niemniej jednak zaczynając czytać książkę czułam się bardzo zdezorientowana i w ogóle nie wiedziałam o co w niej chodzi. Na szczęście z czasem przyzwyczaiłam się do specyficznego stylu pisania autora i wtedy czytało mi się bardzo przyjemnie.

Opowiadanie numer pięć jest już zupełnie "oddzielne", że tak powiem - w ogóle nie wiążę się z innymi historiami opisanymi w książce.
Są w nim opisane losy małżeństwa, które pewnego dnia, za sprawą istot z przyszłości dowiaduje się, że ich syn zostanie kiedyś najpotężniejszym człowiekiem na ziemi.
To opowiadanie podobało mi się o wiele bardziej od poprzednich, jednak również nie było jakieś wyjątkowe (co nie oznacza, że było złe).
I teraz czas na najlepsze: "Tubylerczykom spełły fajle".
W opowiadaniu jest mowa o rodzeństwie, które znajduje tajemnicze zabawki z przeszłości. Tylko ono wie, jakie jest prawdziwe zadanie dziwnych urządzeń. A czasu jest coraz mniej na rozwiązanie tajemniczej zagadki jest coraz mniej.
Powiem tylko tyle, że to opowiadanie naprawdę poruszyło moje serce i definitywnie było najlepsze w książce. Motyw podróży w czasie a także wiele postaci, których losy przeplatają się ze sobą sprawił, że dla mnie opowiadanie zasługuje na oklaski.
Ostatnie opowiadanie czyli "Twonk" czytałam już trochę mniej uważnie (cały czas będąc pod wpływem poprzedniego), ale z tego, co wywnioskowałam, mówi ono o jakimś dziwnym urządzeniu przypominającym radio, które tak naprawdę było robotem i... więcej o tym powiedzieć nie potrafię.

Książka (co mnie trochę zaskoczyło) była naprawdę mocno pouczająca. Z każdego opowiadania można było wyciągnąć osobny morał. Autor starał się też dociec (w bardzo zabawny sposób) jak powstały przedmioty, które znamy do dzisiaj. Jeśli chcecie przeżyć magiczną podróż do absurdalnego świata, to polecam Wam właśnie powieść Henrego Kuttnera.

Ogólnie książka była bardzo ciekawa i miło mi się ją czytało. Mimo kilku zawiłości i  niedociągnięć książka była bardzo dobra i nad wyraz aktualna - trzeba przypomnieć, że była ona pisana już dość dawno. Także (jeżeli uda się wam ją zdobyć) polecam Wam ją przeczytać, jako ucieczkę od normalności :-)