środa, 24 grudnia 2014

Jest taki dzień...


Nastała Wigilia. Mimo, że śniegu nie ma, to wszędzie dookoła można wyczuć tą moc świąt. Skąd bierze się ten tajemniczy nastrój?
W dzisiejszych czasach wielu ludzi jest zabieganych. Nie wytykam nic nikomu, nie uważam też tego za coś okropnego. Niektórzy może rzeczywiście powinni trochę zwolnić, ale jest wielu ludzi, którzy pracują na kilka etatów tylko dlatego, aby wieczorem mieć co włożyć do garnka. 
Wigilia jednak jest jedynym dniem w roku, kiedy wszyscy powinniśmy zwolnić, wyciszyć się. Dlatego, już za rok może wprowadźmy w życie kilka "zasad wigilijnych":
- nie pójdę w Wigilię do sklepu - wszystkie zakupy zrobię wcześniej;
- nie zostawię wszystkiego na ostatnią chwilę;
- posprzątam dom/pokój już kilka dni przed świętami;
- zwolnię, odwiedzę bliskich, rodzinę i podzielę się z nimi świąteczną radością.
Niby coś małego, taka nic nie znacząca regułka, a jednak ile może zmienić w tym, jak my sami przeżyjemy TEN dzień.
Właśnie dzisiaj możemy cieszyć się tym rodzinnym ciepłem. Siadamy przy stole, śpiewamy kolędy, razem jemy obiad, odpakowujemy prezenty. Naprawiamy tą więź, która może powoli pękać pod wpływem stresu, braku czasu, kłótni. To właśnie dzisiaj jest TEN dzień - dzień, w którym zdarzają się cuda. I nieważne, czy mamy dziesięć, dwadzieścia, czy pięćdziesiąt lat - powinniśmy uwierzyć, że właśnie teraz, dla nas, dzieje się jakiś bożonarodzeniowy cud.
  

Dlatego właśnie, tego wspaniałego dnia życzę wam wyciszenia się, zwolnienia. Abyście mogli ugościć w swoim sercu Jezusa, na którego przyjście czekaliśmy tak długo. Nie na prezenty, nie na karpia, ale właśnie na NIEGO. Życzę wam również aby tego dnia zaświeciła dla was na niebie wasza własna Gwiazda Betlejemska - aby dokonał się cud i to nie tylko dotyczący rzeczy materialnych, ale tego, co mamy w naszych sercach. Abyście mogli w szczęściu wkroczyć w ten zbliżający się nowy rok i żebyście mogli spędzić go w radości i miłości.
I żeby każdego dnia gościła w waszym sercu bożonarodzeniowa radość.

63# W śnieżną noc - Mareen Johnson, John Green, Lauren Myracle


Tytuł oryginalny: "Let It Snow. Three holiday romances."
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Bukowy las
Rodzaj: młodzieżowe
Ilość stron: 335
Cena: 34,90 zł

"W Wigilię miasteczko Gracetown kompletnie zasypuje śnieg. Na podwórkach może i wygląda to malowniczo, ale w rzeczywistości bardzo komplikuje życie. I na pewno nikt nie spodziewa się, że przedzieranie się przez zaspy samochodem rodziców, nieplanowana kąpiel w przeręblu, albo nieprzyzwoicie wczesna zmiana w Starbucksie mogą prowadzić do spotkania z miłością. Jednak w śnieżną noc, kiedy działa magia świąt, zdarzyć się może wszystko.

Trzy nastrojowe i dowcipne zarazem, powiązane ze sobą romantyczne opowiadania, napisane przez troje znanych amerykańskich pisarzy to wspaniały świąteczny prezent nie tylko dla miłośników powieści Johna Greena." (opis z tyłu książki)

Na pewno już większość osób słyszało o tej bożonarodzeniowej książce. Ja sięgnęłam po nią głównie dlatego, żeby już trochę wprowadzić się w Wigilijny nastrój. I chociaż za oknem nie widać ani grama śniegu to mogę szczerze powiedzieć, że powieść ta (a właściwie zbiór trzech opowiadań) spełniła swoje zadanie. Po prostu od razu po jej przeczytaniu, poczułam tą niezwykłą magię świąt, która sprawia, że dzieją się rzeczy wspaniałe i niesamowite zarazem. A wszystko to prowadzi do jednego - do spotkania z miłością (przynajmniej według autorów książki).

Mimo, że na książkę zdecydowałam się głównie ze względu na Johna Greena, który jest jej współtwórcą, to właśnie jego opowiadanie podobało mi się najmniej. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że miało ono za mało tego świątecznego "czegoś" (wiem, że trudno to wytłumaczyć, ale tak właśnie było). I chociaż wszystkie trzy opowiadania bardzo mi się podobały, to jednak, gdybym miała robić jakiś ranking to tekst tego "kultowego" pisarza, znalazłby się na szarym końcu. Natomiast opowiadania Maureen Johnson i Lauren Myracle znalazłyby się ex aequo na pierwszym miejscu.

Zachwyciło mnie to, jak bardzo te trzy opowiadania uzupełniają się wzajemnie. Za każdym razem możemy poznać zupełnie nową historię, a jednocześnie rzucić okiem na główny wątek z trochę innej perspektywy. Uwielbiam właśnie takie książki: dopracowane, w których wszystko ma swoją przyczynę i skutek i nie ma rzeczy, która nie wynikałaby z czegoś innego. To kolejny duży plus tej książki.

Jeżeli jeszcze kiedykolwiek zatęsknię za świętami to sięgnę po raz kolejny po "W śnieżną noc". Niesamowicie zabawna i wzruszająca książka całkowicie oddaje ducha Wigilii. Właśnie tego "czegoś" mi brakowało w tym przedświątecznym okresie: trochę miłości, trochę humoru i niezachwianej wiary w wigilijny cud. 

poniedziałek, 15 grudnia 2014

62# Pięć królestw. Fupieżcy niebios - Brandon Mull


Tytuł oryginalny: "Five Kingdoms. Sky Raiders"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Egmont
Rodzaj: fantastyka/młodzieżowe
Ilość stron: 440
Cena: ?

Cole chciał się tylko popisać przed kolegami w Halloween. Wycieczka do nawiedzonego domu okazałą się jednak początkiem szalonej, niespodziewanej przygody…
Chłopiec wraz przyjaciółmi trafia na tajemnicze Obrzeża – miejsce, które leży między jawą i snem, rzeczywistością i wyobraźnią, i rządzi się swoimi magicznymi prawami. Cole chciałby oczywiście jak najszybciej wrócić do domu, wygląda jednak na to, że nie będzie to łatwe. Bo na Obrzeżach dzieje się źle! Magia traci na sile, a pięciu królestwom grozi niebezpieczeństwo. To właśnie Cole, wraz z nowymi przyjaciółmi, będzie musiał wszystko naprawić i spróbować przeżyć na tyle długo, żeby odnaleźć drogę do domu… (opis z tyłu książki)

Na początku chcę zaznaczyć, że w tej recenzji na pewno pojawią się porównania „Łupieżców niebios” do „Baśnioboru”. Rozumiem, może niektórzy ludzie nie lubią porównywać książek, bo wtedy ich magia traci na sile, przyznacie chyba jednak, że czasami obejście się bez tego jest niemożliwie. Porównywania tworzą się same, gdzieś w głębinach naszej podświadomości, więc naprawdę trudno ich się pozbyć. Szczególnie zaś wtedy, gdy z tyłu książki pisze: „Genialny początek serii, o której sam autor mówi, że najbardziej przypomina bestsellerowy „Baśniobór”.

Zacznijmy od samego pomysłu na powieść. Jak zawsze, w przypadku Brandona Mulla był on zupełnie nieszablonowy… i po prostu fantastyczny. Niewielu jest autorów, którzy potrafią wymyślać tak magiczne postacie i krainy jednocześnie sprawiając, że czytelnik nie czuje się „przejedzony”, że tak powiem, tą niesamowitością. A tej jest naprawdę sporo. Świat w „Łupieżcach niebios” jest zupełnie inny niż w książkach Mulla, które dotychczas czytałam. Tajemnicze Obrzeża, o których tutaj mowa, są w całości wymysłem autora. Jest to niezwykła kraina, w której magia, bądź tak zwane "formowanie" jest na porządku dziennym. Jednak magię można przeznaczyć również do złych celów...

Co do głównych bohaterów powieści to nie miałam do nich większych zastrzeżeń. Jest wyraźna różnica pomiędzy złymi i dobrymi postaciami, także te złe są opisane tak, abyśmy ich nie lubili, a te dobre - abyśmy je lubili. Pojawiają się też postacie "neutralne", które z początku trudno przydzielić do jakiejkolwiek grupy, jednak po pewnym czasie i tak dowiadujemy się, czy są one dobre, czy złe.
Polubiłam głównych bohaterów, ale nie żeby tak jakość szczególnie. Najbardziej to tak na marginesie spodobały mi się postacie, które były na początku książki, a potem już nie było o nich mowy, ale pewnie autor jeszcze o nich wspomni w następnych częściach (co jest bardzo w jego stylu).
Tak jak w "Baśnioborze" akcja książki jakoś trzymała się rzeczywistości, to tutaj następuje całkowite oderwanie - zupełnie nowy świat, nowe istoty i nowe umiejętności, o których istnieniu Cole ma się dopiero przekonać.

Jeżeli więc lubicie światy tworzone przez Brandona Mulla i chcecie przeżyć kolejną magiczną przygodę, to polecam "Łupieżców niebios". Książka może nie jest taka dobra, jak "Baśniobór", ale zdecydowanie mi się podobała :-)


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Egmont

poniedziałek, 8 grudnia 2014

61# Jesteś cudem - Regina Brett

'

Tytuł oryginalny: "Be the miracle. 50 Lessons for Making the Impossible Possible"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Insignis
Rodzaj: poradnik
Ilość stron: 355
Cena: ?


Regina Brett jest bardzo doświadczoną przez los dziennikarką. Pisze ona felietony dla sławnych magazynów. Jej historie mają bardzo głębokie przesłanie i pomagają wielu osobom. 
"Jesteś cudem" to już druga (zaraz po "Bóg nigdy nie mruga") książka tej autorki. Jak napisała Zofia Tatarek (cytat z tyłu książki):

"Balsamów dla duszy wydano już wiele, lecz tym razem jest dużo bardziej przekonująco i autentycznie"

W pełni się z tym zgadzam. Bardzo łatwo znaleźć poradnik pomagający uczynić życie piękniejszym, jednak ta książka to istna perełka wśród innych powieści swojego rodzaju. I już mówię dlaczego.


Po pierwsze i chyba najważniejsze: wszystkie historie (na których podstawie autorka wyciąga wnioski) przedstawione w książce są prawdziwe. Autorka pokazuje nam, że na każdym kroku możemy natknąć się na coś niezwykłego. Nie trzeba być kimś sławnym i bogatym, aby móc zauważyć ludzkie nieszczęście. Do pomocy natomiast wystarczy dobra wola. Regina Brett przedstawia historie ludzi, którzy nie mieli nic, a i tak rozdawali to innym. Historie, które skończyłyby się zupełnie inaczej, gdyby nie pomoc Boga. Historie tak nierealistyczne, a jednak prawdziwe. Autorka pokazuje, że aby pomagać innym i obdarzać ich dobrocią wystarczy wyjść z domu.


"Jego zdaniem pomoc ubogim oznacza, że jedziesz tam, gdzie jesteś potrzebny, a nie mile widziany, i zostajesz, dopóki nie staniesz się mile widziany, ale niepotrzebny". 

Równie niezwykłe jest to, ilu wspaniałych ludzi Regina B. spotykała na swojej drodze. My na pewno również takich spotykamy, ale ich nie zauważamy albo nie chcemy zauważać. Otwórzcie oczy! Życie toczy się wokół was! Musicie to dostrzec!
Pełno osób, o których pisze autorka miała bezpośredni kontakt z chorobą, przemocą i biedą. A mimo to walczyły o swoje i nie poddawały się. I zyskały to, o czym większość osób może jedynie pomarzyć.

"Żyj każdym dniem, każdą chwilą, każdym ciasteczkiem Oreo".

Książkę można nazwać również zbiorem opowiadań. Wszystkie mówią o czymś innym, a jednak coś je łączy. Ludzie, którzy są bohaterami felietonów chcieli zmienić świat samym swoim istnieniem. Nie przeszkadzało im, że są chorzy, umierający, że nie mają pracy ani pieniędzy. Chcieli dzielić się swoim życiem z innymi.
Dużo z nas pewnie mówi: ja nie mam pieniędzy, kontaktów i wielu innych rzeczy. Jak mam pomagać innym? "Jesteś cudem" pokazuje, że czasami zwykłym uśmiechem możesz odmienić kogoś dzień. Dlatego wyjdź do ludzi! Może się nawet okazać, że to ty potrzebowałeś ich!

Czasami, czytając, wydawało mi się, że niektóre rozdziały autorka pisała z myślą O MNIE. W książce znajdowałam odpowiedzi na problemy dręczące mnie od naprawdę dawna.
Skąd Regina Brett mogła o tym wiedzieć?
Na razie zostaje to tajemnicą. Ale to trzeba sprawdzić samemu. Może autorka pomoże też Tobie?

niedziela, 7 grudnia 2014

60# Miasto cieni - Ransom Riggs


Tytuł oryginalny: "Hollow city"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Media rodzina
Rodzaj: młodzieżowe/fantasy
Ilość stron: 434
Cena: 35 zł

Uwaga! "Miasto cieni" jest kontynuacją książki "Osobliwy dom Pani Peregrine" w recenzji tej mogą występować spoilery pierwszej części!

Rok 1940. Trwa wojna. Jacob razem ze swoimi nowo poznanymi przyjaciółmi musi wyruszyć w trudną podróż, aby pomóc Pani Peregrine, zamienionej w ptaka, odzyskać swoją dawną postać. A niebezpieczeństwa czyhają na nich na każdym kroku. Upiory, głucholce, bombardowania i inne okropieństwa wojny to tylko niektóre z rzeczy, z jakimi przyjdzie im się zmierzyć.
W tej niesamowitej powieści Random Riggs na powrót zaprasza nas do swojego tajemniczego, niebezpiecznego i osobliwego świata.

Pamiętam jak sięgając po "Osobliwy dom Pani Peregrine" nie byłam do niego do końca przekonana. Tak szczerze to nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać i trochę się obawiałam tej powieści . Okazała się ona jednak bardzo dobra, dlatego właśnie już z większą chęcią przeczytałam drugą część z serii (bądź trylogii - na razie nie wiem) pod tytułem "Miasto cieni". Muszę jednak z przykrością stwierdzić, że była ona gorsza od swojej poprzedniczki. Na początku w ogóle nie wiedziałam o co chodzi. "Osobliwy dom" czytałam dość dawno i jak się okazało pamiętałam go dosyć słabo. Tutaj z pomocą jednak przybył mi sam autor, który na początku książki dodał mały spis postaci, którym przez pierwsze kilka rozdziałów się posługiwałam. Wygląda on tak:





Była to naprawdę niezastąpiona pomoc przy czytaniu!

Według mnie największym plusem powieści było to, że autor umieścił jej akcje w czasach drugiej wojny światowej. Uwielbiam właśnie takie książki - fantastyczne, ale mimo wszystko osadzone na realiach świata rzeczywistego. Szczególnie jeżeli chodzi o drugą wojnę światową. Nie wiem dlaczego, ale według mnie jest to idealny okres, do umieszczania w nim akcji książek.

W "Mieście cieni" pojawiły się również (znowu) te niesamowite fotografie, stylizowane na stare. Wiele razy sprawiły one, że ciarki przebiegały mi po plecach, ale jakiego klimatu nadawało to książce!




Mimo kilku minusów czytanie o przygodach osobliwych dzieci było naprawdę niesamowite. Według mnie autor wykazał się ogromną oryginalnością w tworzeniu powieści. Polecam ją wszystkim miłośnikom fantastyki, ale i nie tylko!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Media Rodzina!

środa, 3 grudnia 2014

59# Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi - Rafał Kosik


Tytuł oryginalny: "Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi"
Oryginalny język: polski
Wydawnictwo: Powergraph
Rodzaj: młodzieżowe/science-fiction/fantasy
Ilość stron: 375
Cena: 39 zł

"Felix, Net i Nika" to niewątpliwie moja ulubiona seria. Zaczęłam ją czytać jakieś trzy lata temu i od razu ją pokochałam. Nie zmieniło się to do dziś. 

Felix, Net i Nika są warszawskimi gimnazjalistami. Chodzą do tej samej szkoły, przyjaźnią się i razem rozwiązują niezwykłe zagadki. Tajemnica duchów ze strychu, niezwykły skarb z czasów drugiej wojny światowej, ufo oraz tytułowy Gang Niewidzialnych Ludzi od dłuższego czasu okradający warszawskie banki to tylko część rzeczy, z którymi mają styczność. Czy przyjaciołom uda się zdemaskować złodziei?

Dla mnie cała seria "Felix, Net i Nika" wyróżnia się na tle innych książek kilkoma elementami,  mianowicie: humorem, niezwykłą akcją z wplecionymi w nią elementami fantastyki, morałem płynącym z książek, oraz niezwykłym dopracowaniem (przynajmniej większości) powieści. Z książkami Kosika pierwszy raz zetknęłam się jakiejś trzy lata temu, a moja przygoda z nimi nadal trwa. Co prawda powoli zaczynam przerastać bohaterów (a przynajmniej jeśli chodzi o pierwszą część) mam nadzieję jednak, że seria ta mi się nie znudzi.

"To nie sztuka zdobyć się na bohaterstwo, gdy się jest odważnym. Prawdziwa sztuka to być tchórzem i zrobić coś bohaterskiego. Właściwie, to odważny może być tylko ten, kto nie jest odważny."

Bardzo lubię głównych bohaterów książki, jednak osobą, z której chciałabym brać największy przykład jest Nika. Mądra, ładna, zdolna i samodzielna - to właśnie jej cechy, tak bardzo rzucające się w oczy. Gdybym miała wymieniać kolejne to są to: opanowanie, umiejętność postawienia się na czyimś miejscu i chęć pomocy innym. Nika wyróżnia się także według mnie ogromną wrażliwością. Ma ona bardzo dużo cech, które chciałabym w sobie doskonalić. Dlatego właśnie jest moim wzorem, a kiedy znajdę się w trudnej sytuacji, albo nie będę wiedziała co zrobić myślę sobie "Co by zrobiła Nika?" i to mi zwykle pomaga jakoś się przezwyciężyć.

Co do humoru w książce, to powiem, że w każdym rozdziale powieści możemy znaleźć śmieszne cytaty i niecodzienne sytuacje, które wywracają życie bohaterów do góry nogami. Tylko Rafał Kosik potrafi kreować takie nieszablonowe postacie, których zachowanie jednocześnie śmieszy i daje do myślenia..
W niektórych momentach powieści dosłownie siłą powstrzymywałam siebie aby nie wybuchnąć śmiechem (kiedy mi się nie udawało ludzie patrzyli na mnie dziwnie i pewnie się zastanawiali dlaczego śmieje się do książki). "Gang Niewidzialnych Ludzi" rozweseli nawet najbardziej ponury dzień :-)

"– Ciekawe, czy doktor Jamnik już przyjmuje? – zastanowił się Net, patrząc na zegarek.
 – Lepiej nie – powiedział Felix. – Wykryje u niej rozdwojenie osobowości, a potem przepisze aspirynę i witaminę C."


 Książka według mnie została naprawdę dobrze przemyślana i zaplanowana. Każda, nawet najmniejsza rzecz okazuje się niezwykle ważna w zakończeniu. Uwielbiam właśnie takie powieści, w których autor pofatygował się i zaplanował choć trochę to, co chce napisać. Świetnym pomysłem było również zrobieniem z bohaterów gimnazjalistów. Można tu także zauważyć niezwykły kontrast - z jednej strony niezwykłe dzieci ratujące świat, z drugiej normalni uczniowie, chodzący do szkoły i mający problemy z nauczycielami.
"Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi" to naprawdę niezwykła powieść, która odmieniła moje życie i którą polecam każdemu!

wtorek, 11 listopada 2014

58# Jedyny i niepowtarzalny Ivan - Katherine Applegate


Tytuł oryginalny: "The One and Only Ivan"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Czytam
Rodzaj: młodzieżowe/dla dzieci
Ilość stron: 317
Cena: 24,99 zł

"Ivan jest łagodnym gorylem. Mieszka w Big Top Centrum Handlowym z Automatami do Gry przy 8. Zjeździe z Autostrady. Jest więc przyzwyczajony do tego, że każdego dnia przez szklane ściany jego klatki przyglądają mu się ludzie. Prawie nie tęskni za życiem w dżungli. Szczerze mówiąc, niemal o nim nie myśli.
Myśli za to o programach, które obejrzał w telewizji, i o swoich przyjaciołach: starej słonicy Stelli i bezpańskim psie Bobie. Przede wszystkim jednak Ivan myśli o sztuce, o tym, jak kreską i kolorem uchwycić smak dojrzałego mango, albo szum liści.
Wtedy poznaje Ruby, malutką słonicę odebraną rodzinie. Ruby sprawia, że Ivan zaczyna widzieć swój dom i swoją sztukę z zupełnie innej perspektywy. Gdy pojawia się Ruby, pojawia się również szansa na zmianę. To od Ivana będzie zależeć, czy zmiana ta okaże się zmianą na lepsze."
Opis ze "skrzydełka" książki

Sięgając po książkę czułam, że może to być kolejna opowieść w stylu "o zwierzątku, które zgubiło się, przeżyło przygodę i wróciło do domu", czy coś w ten deseń. Poznałam za to historię z wątkiem wręcz filozoficznym, która skłoniła mnie do głębszej refleksji. Powiem wam szczerze - po tej książce nigdy bym się czegoś takiego nie spodziewała. Jednak pani Katherine Applegate przygotowała dla mnie naprawdę niezwykłą niespodziankę.

"Mam na imię Ivan. Jestem gorylem.
To nie takie proste, jak się może wydawać."

Na początku skupmy się na postaci Ivana. Ja ją odebrałam, jako jedną wielką metaforę. Według mnie ten goryl zamknięty w szklanej klace miał symbolizować człowieka zamkniętego w swoim małym, ciasnym świecie - świecie, z którego nie da się uciec. Człowiek taki nie zwraca uwagi na to, że coś jest nie tak do czasu, aż nie pojawi się ktoś, kto go o tym nie uświadomi. Taką osobą w książce była właśnie Ruby.
Autorka pokazuje nam, że sami musimy zdecydować kim będziemy - ludźmi z problemami, którzy nie panują nad niczym, czy ludźmi, którzy pokazują innym co jest nie tak.
Następnie jednak role się odwróciły - to Ivan musiał pomóc Ruby. W prawdziwym życiu role również często ulegają zmianie. Przykładem tego jest historia rehabilitantki, o której kiedyś słyszałam - kobiecie, która po wypadku sama potrzebowała rehabilitacji. "Jedyny i niepowtarzalny Ivan" to kolejna książka, w której pokazane jest, że musimy być dobrzy dla innych i pomagać im, bo nie wiemy, kiedy to my będziemy musieli potrzebować pomocy.

Ivan jest "osobą" która nie zwraca uwagi na szczegóły. Dlatego właśnie książka napisana jest zwięźle. Dodatkowo, przez cały czas czytania miałam wrażenie, że w powieści brakuje fragmentów. To też mogło pokazywać, jak monotonne jest życie Ivana. Przypominało mi to trochę sen, z którego pamiętamy tylko szczegóły. Każda myśl, każde zdanie, było oddzielone od poprzedniego dużą przerwą. Dawało to naprawdę niesamowity efekt.

Postacie w książce nie dzieliły się na dobre i na złe. Czasami mogliśmy odnieść wrażenie, że ktoś jest bezduszny i okrutny, jednak zaraz potem, kiedy tylko go poznaliśmy zaczynało nam się go robić żal. To jest kolejna rzecz, której chciała nauczyć nas autorka - nie możemy oceniać ludzi z góry. Rozumiem, często to robimy (ja też przyznam się, tak mam), jednak tak naprawdę nie możemy od razu z góry wiedzieć, jakie było całe życie danego człowieka - co się stało, że jest jaki jest. Starajmy się być dla innych cierpliwi i wyrozumiali - może oni wcale nie chcą być "źli" - po prostu inaczej nie potrafią.

Co jeszcze mogę powiedzieć o tej książce? Naprawdę była ona dla mnie dużym zaskoczeniem, a także okazją do refleksji. Nie przypominała innych książek o zwierzętach, nawet w najmniejszym stopniu - może dlatego, że wszystkie "zwierzęce" postacie w niej występujące były tak bardzo ludzkie. Momentami smutna, momentami zabawna powieść o poszukiwaniu siebie, swojego miejsca na ziemi, a także o poznawaniu innych.
Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czytam

środa, 5 listopada 2014

57# Coś innego - gra Cappuccino


Cena: 99,90 zł
Wydawnictwo: Egmont
Ilość graczy: od dwóch do czterech
Czas grania: 15 minut
Wiek graczy: 8-108 lat

Kiedy tylko przyszła do mnie paczka od wydawnictwa Egmont nie mogłam się doczekać, aż ją otworzę, wiedziałam bowiem, co znajduje się w środku. Było to "Cappuccino".
Gra jest naprawdę cudownie wykonana. Piękne pudełko, zamykane na magnez, ze ślicznym rysunkiem sprawiają, że "Cappuccino" staje się idealne na prezent. Jednak to, co znalazłam w środku pudełka sprawiło, że się po prostu rozpłynęłam.
Były tam 64 różne "kubeczki" Cappuccina, po 16 z każdego koloru: białego, beżowego, czekoladowego i czarnego. Kubeczki są wykonane z niezwykłą dokładnością, do każdego koloru przypisuje się inny obrazek - całość daje niesamowity efekt.




Gra polega na tym, aby ustawić wybrać "swoje" kolory kubeczków, a następnie ułożyć je tak, aby do siebie przylegały (jak na rysunku powyżej). Następnie każdy z graczy, po kolei kładzie jeden ze swoich kubeczków na kubeczku przylegającym do niego. Takim oto sposobem powstają stosy. Można tworzyć kilka stosów jednocześnie - następnie sumuje się łączną ilość zdobytych kubeczków. Wygrywa ten kogo stos jest najwyższy (zasady są trochę bardziej rozbudowane - ja przedstawiam je w skrócie).


"Cappuccino" jest przede wszystkim grą na myślenie. Trzeba w nim szybko podejmować decyzje, a jednocześnie obserwować ruchy innych graczy. Jedna gra trwa około 15 minut, co jest bardzo dobre, bo dłuższa rozgrywka mogłaby się znudzić. Dodatkowo piękne pudełko i staranne wykonanie kubeczków zapewniają jeszcze większą przyjemność z gry. Osobiście jestem z "Cappuccina" bardzo zadowolona i mogę Wam je polecić :-)

Za możliwość otrzymania gry dziękuję wydawnictwu Egmont <3

piątek, 24 października 2014

Mój sukces

Jak zwykle podaje wszystkie informacje z (ogromnym) opóźnieniem, ale chciałabym się Wam pochwalić, że moja recenzja wyszła poza granice bloga i znalazła się w... gazecie. 
Pewnie dużo z Was zna taką gazetę jak "Fanbook". Ostatnio jest o niej głośno (i dobrze), dużo blogerów książkowych recenzuje jej kolejne numery. Ja jeszcze tego nie robiłam, ale może kiedyś... W każdym razie można do tej gazety wysłać swoją recenzję. Nie trzeba się podpisywać swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem, można się również wysłać i podać adres swojego bloga (czego ja nie zrobiłam, bo nie wiedziałam, że jest taka możliwość). Jeżeli ktoś nie ma tego numeru to i tak pewnie nie jest to moje ostatnie wystąpienie w gazecie (mam przynajmniej taką nadzieję), więc może będzie miał jeszcze szansę mnie zobaczyć. Jak na razie poniżej zamieszczam zdjęcie recenzji.


sobota, 18 października 2014

56# Jennifer Liam i Josh - Danny White



Tytuł oryginalny: Jennifer, Liam and Josh
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Feeria
Rodzaj: biografia
Ilość stron: 229
Cena: 29,90 zł

"Jennifer, Liam i Josh. Nieautoryzowana biografia gwiazd „Igrzysk śmierci” to opowieść o trzech gwiazdach najgorętszej serii filmowej Hollywood. Intrygująca biografia tej niezwykłej trójki opisuje ich relacje na ekranie i poza nim, ich fascynacje, dziecięce marzenia, historię karier, role filmowe i telewizyjne, związki i nadzieje na przyszłość. Przede wszystkim zaś stara się odpowiedzieć na pytanie, jak to jest dostać szansę zagrania jednej z trzech najbardziej pożądanych ról filmowych świata.
Film „Igrzyska śmierci”, nakręcony na podstawie bestsellerowej powieści pod tym samym tytułem, stał się absolutnym światowym hitem. Drugi obraz serii „W pierścieniu ognia” był bezsprzecznie najlepszą premierą 2013 r. Trzeci film, „Kosogłos”, który będzie nakręcony w dwóch częściach, jeszcze nie powstał, a już jest najbardziej wyczekiwanym filmem 2014 roku" (Opis z tyłu książki)

"Igrzyska śmierci" czytałam dwa razy, "W pierścieniu ognia" i "Kosogłosa" raz, oraz oglądałam obydwie ekranizacje książek. Nie mówię, że jestem jakąś ogromną fanką książek Suzanne Collins, ale jej powieści czytało mi się z wielką przyjemnością, więc tym bardziej chciałam sięgnąć po coś, co mogłoby być dobrym dopełnieniem lektury, a jednocześnie rzuciłoby trochę więcej światła na filmowe "Igrzyska...". 
Właśnie takie motywy kierowały mną, kiedy sięgałam po książkę "Jennifer, Liam i Josh". Czy jednak okazała się ona być na tyle dobra, żeby postawić ją obok trylogii "Igrzysk", a tym bardziej, aby spodobała się ich fanom?

Ta biografia naprawdę była jedną z lepszych, które dotychczas czytałam. Nie dość, że mówiła nie o jednej postaci, a o kilku, to jeszcze nie skupiała się tylko na sławie gwiazd. Poznałam życie trójki aktorów, ale z dwóch stron - przed rozpoczęciem ich kariery i po. I na tym mi właśnie najbardziej zależało - na poznaniu życia gwiazd z tej normalnej strony. Bardzo się cieszę, że autor tej książki skupił się w dużej mierze na tym.

Oprócz tego, że książka była ciekawa, to nie mogło zabraknąć w niej zdjęć gwiazd. Były one dobrej jakości, ładne, ciekawe i znowu wielki plus - pokazywały gwiazdy jeszcze przed tym, jak te dostały role w filmach (to znaczy część pokazywała). Bardzo mi się one spodobały, mogłam zobaczyć, jak zmieniły się postacie, o których czytałam.

Jeżeli jest się fanem "Igrzysk śmierci" (i książek i filmu) to można sięgnąć, po książkę, ale mimo wszystko nie jest ona jakimś ogromnym uzupełnieniem trylogii. To prawda, jest dobra i ciekawa, ale "Igrzyskom" poświęcony jest jedynie fragment biografii. Dlatego jeżeli ktoś nie może zdecydować się na kupno książki to niech się tym nie kieruje!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Feeria.

wtorek, 14 października 2014

55# Mała księżniczka - Frances Hodgson Burnett


Tytuł oryginalny: "A Little Princess"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Egmont
Rodzaj: młodzieżowe/literatura piękna
Ilość stron: 291
Cena: ? 

Siedmioletnia Sara Crewe wiedzie życie jak z bajki. Na pensji dla dziewcząt w Londynie jest hołubiona przez wszystkich. Ma własny salon, garderobę, kucyka, a nawet pokojówkę! Co więcej, ma odziedziczyć po rodzicach wielką fortunę. Nie jest jednak rozpieszczonym dzieckiem – wrodzoną skromnością
i przyjaznym usposobieniem zjednuje sobie ludzi.
 Jej życie zmienia się, gdy w dniu jedenastych urodzin dowiaduje się o nagłym bankructwie i śmierci ojca.
Z dnia na dzień z pupilki staje się służącą, a z pięknego pokoju przenosi się na zimny strych. Schronienie przed okrutną rzeczywistością znajduje w świecie wyobraźni - tam każdy może być, kimkolwiek zechce...
(Opis z tyłu książki)

Kiedy sięgałam po książkę byłam niemal pewna, że jeszcze nigdy nie zetknęłam się z żadną powieścią Frances Burnett. W takiej świadomości przeczytałam połowę "Małej księżniczki". Wtedy dopiero gdzieś wyszukałam, że ta sama autorka napisała "Tajemniczy ogród" (który czytałam bodajże w trzeciej klasie). Był to dla mnie szok, ponieważ książka ta znacznie różniła się od "Małej księżniczki". Jeżeli więc ktoś przeczytała "Tajemniczy ogród" i myśli, że na przykład nie warto czytać innych książek tej autorki, to pewnie też się zaskoczy.
Sara Crewe - główna bohaterka książki - miała wszystko. Wspaniałe stroje, książki, pokój - dosłownie wszystko (jej lalki miały więcej ubrań niż ja). Miała jednak również wspaniałe usposobienie i wyobraźnie, której pozazdrościć. Naprawdę ogromnie polubiłam tę bohaterkę. Miła, uczynna, pracowita i otwarta na innych ludzi - osoba zmieniająca świat mimo swojego młodego wieku. Osoba, którą chce się naśladować. Ta bezinteresowna chęć pomagania innym cechuje większość dzieci. Sara jednak oprócz tego miała ogromną wyobraźnię i dużo empatii. Potrafiła postawić się na miejscu osoby potrzebującej pomocy. Taka umiejętność (a szczególnie u dziecka, które pochodzi z tak bogatego domu) jest naprawdę rzadko spotykana. 
Postanowiłam naśladować Sarę w każdym calu. Zapragnęłam też posiąść taką bezinteresowność i chęć pomagania inny. Książka Frances Burnett nauczyła mnie, że do pomagania nie potrzeba ogromnych pieniędzy - wystarczą dobre chęci.
A osobę taką, jak Sara rzeczywiście można nazwać małą księżniczką.

W książce zachwycił mnie jeden prosty przekaz - jeżeli zrobimy coś dobrego dla ludzi, to oni zrobią coś dobrego dla nas. 
Sara po śmierci ojca miała naprawdę trudne życie. Mimo to nie załamała się i pragnęła tylko jednego - być księżniczką całą swoją osobą. Nie chodziło jej o ubrania, pokoje i służbę, ale o dobroć serca. Dziewczynka pomagała wszystkim pokrzywdzonym, sama nie mając jedzenia i mieszkając na zimnym strychu. Dzięki temu jednak, znaleźli się ludzie, którzy chcieli pomóc również jej. Dlatego pomoc innym zawsze się opłaca.

Książka okazała się naprawdę bardzo dobra. Nie za krótka, nie za długa. Do tego mocno pouczająca
i motywująca do działania. 
Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Egmont

piątek, 10 października 2014

54# Dziewczę z sadu - Lucy Maud Montgomery


Oryginalny tytuł: "Kilmeny of the Orchard"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Egmont
Rodzaj: młodzieżowe/literatura piękna
Ilość stron: 191
Cena: ?


Eric Marshall, świeżo upieczony absolwent college’'u przyjeżdża na Wyspę Księcia Edwarda, by w zastępstwie chorego przyjaciela poprowadzić szkółkę w Charlottetown. Poznaje tam piękną i tajemniczą Kilmeny – - niemą dziewczynę obdarzoną słuchem absolutnym, która komunikuje się ze światem poprzez grę na skrzypcach. Eric się w niej zakochuje. O swoją miłość będzie musiał jednak walczyć. Czy uda mu się zdobyć serce Kilmeny? Dziewczę z sadu to opowiedziana z punktu widzenia młodego mężczyzny historia prawdziwej i głębokiej miłości, która okazuje się mieć uzdrawiającą moc.
(Opis z tyłu książki)

"Dziewczę z sadu" to już kolejna książka Lucy Maud Montgomery, która trafiła do moich rąk. Kolejna, a jednak zupełnie inna niż wszystkie, które do tej pory czytałam.
Największą różnicą pomiędzy tą książką, a innymi powieściami Lucy Maud Montgomery, które udało mi się zdobyć było to, że głównym bohaterem książki nie była dziewczyna, a chłopak - Eric Marshall. Polubiłam tą postać, jednak mimo, że była ona bardzo sympatyczna, to nie zajęła jakiegoś szczególnego miejsca w moim sercu. Podobnie było z Kilmeny - chociaż ona była o wiele ciekawsza od Erica i w ogóle była chyba najlepszą postacią w książce. Piękna, tajemnicza i utalentowana - takiej osoby można by nie lubić myśląc, że jest ona zbyt perfekcyjna. Kilmeny jednak była inna od wszystkich tych "idealnych" dziewczyn, o których kiedykolwiek czytałam. Jej łagodność i wiara w ludzkie dobro sprawiły, że naprawdę bardzo ją polubiłam.

Historia zapisana na kartach książki rozgrywa się na pięknej i malowniczej Wyspie Księcia Edwarda. Po prostu uwielbiam, gdy Montgomery opisuje to miejsce. Robi to w taki poetycki i romantyczny sposób, że chciałoby się tam od razu znaleźć.
Powieść "Dziewczę z sadu" obudziła we mnie jakąś tęsknotę, do bezkresnych lasów, poprzecinanych krystalicznymi strumieniami i do pięknych kwiecistych łąk - miejsc, nienaznaczonych jeszcze technologią.
Książka, która potrafi obudzić takie uczucia jest naprawdę niezwykła!

Mimo, że powieść spodobała mi się, to miała również wady. Największym minusem było to, że okazała się ona być zbyt krótka, a wszystko działo się zbyt szybko. W innych swoich książka Lucy Maud Montgomery tworzyła bardzo wiele wątków, które na końcu łączyły się w sensowną całość. Tutaj było inaczej. Wątków było tylko kilka i nie zostały one rozwinięte w pełni, dlatego momentami książka mogła wydawać się nudna, a już po jej skończeniu czuło się niedosyt. Nie mówię, że wszystkie książki powinny zawierać dużo wątków, ale tej na pewno by to nie zaszkodziło.

Książka nie była może bardzo dobra, ale dobra na pewno. Z prostym przekazem, pouczająca, a przede wszystkim ukazująca najważniejsze wartości życiowe. Czasami trzeba odpuścić sobie czytanie różnych ciężkich rzeczy i sięgnąć właśnie po taką lekturę, idealną na chłodne, jesienne wieczory - książkę przywołującą wspomnienie lata.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję kochanemu wydawnictwu Egmont

środa, 8 października 2014

Spóźnone sto lat!

Dokładnie dnia 22 września 2013 roku założyłam tego bloga i była to jedna z najlepszych decyzji mojego życia (zaraz po pójściu do najlepszego gimnazjum świata). Urodziny bloga chciałam świętować dokładnie w dzień kiedy one wypadały, ale... jakoś nie wyszło. Już i tak od dłuższego czasu mało wchodziłam na bloga, a kiedy coś publikowałam to było to przygotowane z naprawdę dużym wyprzedzeniem. Dzisiaj jest ósmy, więc od urodzin minęło szesnaście dni, ale co mi szkodzi pisać ten post teraz.
Naprawdę nigdy bym nie uwierzyła, że uda mi się prowadzić bloga dłużej niż rok (teraz muszę dobić do dwóch lat). Kiedy zakładałam jakąś stronkę, to zwykle przestawałam się nią interesować po jakichś trzech miesiącach.


Niezwykłe jest również to, ilu zdobyłam czytelników. Może dla niektórych nie jest to jakiś szczególny wynik, ale i tak bym nie uwierzyła, jakby ktoś kiedyś mi powiedział ilu was będzie. Jesteście naprawdę wspaniali i cieszę się, że znajdują się osoby, które razem ze mną chcą przeżywać niezwykłe literackie przygody. Kocham was!
Jeszcze pół roku temu nie pomyślałabym, że jakiekolwiek wydawnictwo będzie chciało ze mną współpracować. A tutaj proszę - niespodzianka. Książki otrzymuję od kilku niezwykłych wydawnictw, ale również od cudownych autorów.


Przez ten rok naprawdę się rozwinęłam. Nauczyłam się oceniać książki i naprawdę świetnie się przy tym bawię. Moja recenzja (o czym jeszcze nie pisałam, ale napiszę) znalazła się w gazecie. Kiedy się o tym dowiedziałam skakałam ze szczęścia.
Ten rok był dla mnie naprawdę niezwykłą przygodą, którą mam zamiar kontynuować. Także trzymajcie za mnie kciuki!

niedziela, 5 października 2014

53# Tubylerczykom spełły fajle - Henry Kuttner


Tytuł oryginalny: "Mimsy Were the Borogoves"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Pik
Rodzaj: fantasy/science-fiction
Ilość stron: 216
Cena: ?

Autor prawie nieznany, tytuł prawie nie do wymówienia (przynajmniej za pierwszym razem), książka prawie (przynajmniej kiedy ja ją chciałam) nie do zdobycia. Co mnie więc podkusiło żeby ją przeczytać?
Wszystko zaczęło się jakiejś dwa lata temu, kiedy po raz pierwszy obejrzałam film "Mimzy mapa czasu". Opowiadał on o dwojgu rodzeństwa, które znalazło tajemnicze zabawki z przyszłości.  Spodobał mi się on ogromnie, miał według mnie jakiejś wewnętrzne przesłanie, jednak wszystko by się na tym skończyło, gdybym się nie dowiedziała, że film ten jest na podstawie książki.
Następnie sprawdziłam w internecie o czym ta książka dokładnie jest. Okazało się jednak, że nigdzie nie było żadnych informacji o niej, poza tym, że książka jest tak naprawdę zbiorem opowiadań. Ten niedobór informacji nie osłabił na szczęście mojej ciekawości - wręcz przeciwnie. I tak po dwóch latach przeszukiwania allegro książka znalazła się w moich rękach.

Zacznę może od napisania, jakie opowiadania znajdują się w zbiorze. Są to:

1. Profesor opuszcza scenę
2. Stos kłopotów
3. Do zobaczenia
4. Zimna wojna
5. Gdy przebierze się miarka
6. Tubylerczykom spełły fajle
7. Twonk

Pierwsze cztery opowiadania nie wywarły na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia. Wszystkie opowiadały o rodzinie mutantów, która próbuje zaaklimatyzować się w świecie ludzi, co (mówiąc na marginesie) trochę im nie wychodzi. Przeżywają jednak dzięki temu niezwykłe przygody, których czasami można by im pozazdrościćTrzeba tutaj zaznaczyć, że są to jedyne opowiadania w całej  książce, które są ze sobą w jakiś sposób połączone, niemniej jednak zaczynając czytać książkę czułam się bardzo zdezorientowana i w ogóle nie wiedziałam o co w niej chodzi. Na szczęście z czasem przyzwyczaiłam się do specyficznego stylu pisania autora i wtedy czytało mi się bardzo przyjemnie.

Opowiadanie numer pięć jest już zupełnie "oddzielne", że tak powiem - w ogóle nie wiążę się z innymi historiami opisanymi w książce.
Są w nim opisane losy małżeństwa, które pewnego dnia, za sprawą istot z przyszłości dowiaduje się, że ich syn zostanie kiedyś najpotężniejszym człowiekiem na ziemi.
To opowiadanie podobało mi się o wiele bardziej od poprzednich, jednak również nie było jakieś wyjątkowe (co nie oznacza, że było złe).
I teraz czas na najlepsze: "Tubylerczykom spełły fajle".
W opowiadaniu jest mowa o rodzeństwie, które znajduje tajemnicze zabawki z przeszłości. Tylko ono wie, jakie jest prawdziwe zadanie dziwnych urządzeń. A czasu jest coraz mniej na rozwiązanie tajemniczej zagadki jest coraz mniej.
Powiem tylko tyle, że to opowiadanie naprawdę poruszyło moje serce i definitywnie było najlepsze w książce. Motyw podróży w czasie a także wiele postaci, których losy przeplatają się ze sobą sprawił, że dla mnie opowiadanie zasługuje na oklaski.
Ostatnie opowiadanie czyli "Twonk" czytałam już trochę mniej uważnie (cały czas będąc pod wpływem poprzedniego), ale z tego, co wywnioskowałam, mówi ono o jakimś dziwnym urządzeniu przypominającym radio, które tak naprawdę było robotem i... więcej o tym powiedzieć nie potrafię.

Książka (co mnie trochę zaskoczyło) była naprawdę mocno pouczająca. Z każdego opowiadania można było wyciągnąć osobny morał. Autor starał się też dociec (w bardzo zabawny sposób) jak powstały przedmioty, które znamy do dzisiaj. Jeśli chcecie przeżyć magiczną podróż do absurdalnego świata, to polecam Wam właśnie powieść Henrego Kuttnera.

Ogólnie książka była bardzo ciekawa i miło mi się ją czytało. Mimo kilku zawiłości i  niedociągnięć książka była bardzo dobra i nad wyraz aktualna - trzeba przypomnieć, że była ona pisana już dość dawno. Także (jeżeli uda się wam ją zdobyć) polecam Wam ją przeczytać, jako ucieczkę od normalności :-)

niedziela, 28 września 2014

52# Selena Gomez. Księżycowa dziewczyna - Catherine de la Glétais


Tytuł oryginalny: "Selena Gomez. La biografia"
Oryginalny język: hiszpański
Wydawnictwo: Feeria (young)
Rodzaj: biografia/młodzieżowa
Ilość stron: 206
Cena: 24,90 zł

Pisałam już o Demi Lovato, więc teraz czas na Selenę Gomez :-) Osobiście bardzo się ucieszyłam, że nareszcie trafiłam na jakąś biografię, ale czy okazała się ona taka świetna?

Selena Gomez dorastała z etykietką "księżniczka Disneya". Miała wszystko czego chciała - wygląd, głos, sławę i oczywiście wielu, wielu fanów. Tak przynajmniej wyglądało jej dzieciństwo. Kiedy jednak dziewczyna podrosła coś zaczęło się psuć. Rozpoczęły się problemy i to nie tylko "zawodowe", ale także zwykłe rozterki miłosne i inne kłopoty, przez które przechodzi każda młoda osoba.
Książka podzielona jest na dwie części. Pierwszą, w której życie Seleny przypomina bajkę i drugą, w której pokazana jest ciemniejsza strona księżyca.

Kiedy byłam mała bardzo lubiłam filmy z Seleną Gomez. Teraz też czasami po nie sięgam, więc kiedy dowiedziałam się o tej biografii pomyślałam sobie "czemu nie"? Moje pierwsze wrażenie po przeczytaniu książki?
Bardzo żałowałam, że w biografii było głównie napisane o życiu Seleny na planie, nie była natomiast uwzględniona tam szkoła i inne takie tematy (to znaczy pojawiały się przejściowo, ale ja chciałam czegoś więcej). To był chyba największy minus książki, bo kiedy czytam o kimś sławnym to równie dobrze, jak o jego karierze chce się dowiedzieć jak wygląda jego życie poza koncertami i planem filmowym. A w tej książce ta możliwość była naprawdę mocno ograniczona.

Czytając pierwszą "część" książki (która jest o wiele dłuższa od drugiej) rzuciło mi się w oczy, że biografia jest trochę przesłodzona. Ja rozumiem, że autorka chciała to później nadrobić pisząc dalszy fragment książki, ale niezbyt jej się to udało. Odniosłam wrażenie, że miała ona na celu najpierw pokazać, jak idealne jest życie Seleny, a następnie jak nagle wszystko to runęło. Bardziej podobałoby mi się to wszystko, jakby cała historia pisana była jednym ciągiem, a wydarzenia dobre i złe by się przeplatały.

Nie mówię, że książka jest zła. Naprawdę mnie zaciekawiła i przeczytałam ją w zastraszającym tempie, ale autorka biografii mogłaby ją bardziej dopracować. Jednak dla wszystkich fanów Seleny przeczytanie tej biografii na pewno będzie wspaniałym przeżyciem!


ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ CUDOWNEMU WYDAWNICTWU FEERIA.

sobota, 13 września 2014

51# Błękitny zamek - Lucy Maud Montgomery


Tytuł oryginalny: "The Blue Castle"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Egmont
Rodzaj: literatura kobieca
Ilość stron: 280
Cena: 25 zł

"Valancy Striling ma trudne życie. W wieku dwudziestu dziewięciu lat ciągle mieszka z matką i ciotką, które traktują ją jak dziecko. Reszta krewnych dokucza jej z powodu staropanieństwa. Przed szarą rzeczywistością dziewczyna ucieka w świat fantazji – tam, w Błękitnym Zamku, adorują ją najprzystojniejsi rycerze.
Pewnego dnia Valancy dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora. Postanawia zwalczyć nieśmiałość i zacząć żyć pełnią życia. Czy uda jej się usamodzielnić? Czy przeżyje szaloną przygodę rodem z powieści jej ulubionego autora? 
I czy odnajdzie miłość?
Niezwykła opowieść o sile charakteru, którą każdy może w sobie odkryć."
Opis z tyłu książki

Od kiedy dowiedziałam się o istnieniu tej książki od razu zamierzałam ją przeczytać. Za jeden ze swoich życiowych celi wybrałam sobie bowiem zapoznanie się ze wszystkimi książkami Lucy Maud Montgomery. Na razie na swoim koncie mam dwie części "Ani z Zielonego wzgórza" i dwie części trylogii o Emilce (niedługo będę czytała ostatnią). Kiedy się dowiedziałam o tej jednotomówce (za sprawą mojej przyjaciółki) nie mogłam przestać o niej myśleć. Kiedy wreszcie ją zdobyłam od razu zabrałam się do czytania.

Z góry założyłam (a przeczytanie opisu mnie w tym utwierdziło), że Valancy obdarzona będzie niezwykłą wyobraźnią (jak zresztą wszystkie bohaterki książek pani Montgomery, z którymi miałam okazje się zaprzyjaźnić). Nie pomyliłam się. Mimo swojej dorosłości (29 lat) Valancy cechowała się niezwykłą wyobraźnią i wrażliwością na wszelkie piękno. Naprawdę zachwyciła mnie ta postać i dała mi do myślenia. Czasami jednak było mi jej naprawdę ogromnie szkoda. Działo się tak wtedy, kiedy wspominała ona swoją przeszłość - życie w cieniu kuzynki Olivii, brak akceptacji ze strony bliskich, zero znajomych - to naprawdę musiało być bolesne i często zastanawiałam się, dlaczego główna bohaterka musiała tak ogromnie cierpieć, i dlaczego miała umrzeć zanim zaznała prawdziwego życia.
Choroba jej jednak mimo wszystko pomogła. Można by nawet powiedzieć, że ją uwolniła. Dała jej drugą szansę na życie, którego zawsze pragnęła.
W książce temat choroby jest poruszany rzadko, a mimo to wszystko skupia się wokół niej. To ona jest przyczyną całego dobra, jakie miało miejsce w życiu Valancy. Sama bohaterka jak najrzadziej stara się myśleć o śmierci i po prostu korzystać z życia, które jej pozostało.
Powieść chce pokazać innym, że nie można żyć w ukryciu. Trzeba korzystać z czasu, który jest nam dany. I tak wszystko się kiedyś skończy, a naszych błędów nikt nie będzie pamiętał wiecznie. Trzeba więc próbować różnych rzeczy, aby w końcu znaleźć swoje miejsce.

"Odkąd pamiętała, życie wionęło nudą, bezbarwne i pozbawione smaku. Teraz natknęła się na polanę zarośniętą fiołkami, ciemnymi i wonnymi - tylko zrywać!"

Jeszcze jedna rzecz, która uwiodła mnie w książce to piękne opisy przyrody jakimi posłużyła się pisarka. Są one tak bajeczne, że natychmiast chciałoby się znaleźć obok Valancy wędrującej przez las jesienią, albo płynącej łódką po jeziorze. Zapragnęłam tak jak ona obcować z przyrodą każdego dnia i żyć z nią w harmonii. Chociaż kto wie. Może mnie też kiedyś czeka coś takiego?

"Błękitny zamek" jest książką o chorobie, a jednocześnie nie jest książką o chorobie. Bardziej mówi o poszukiwaniu swojej drugiej połówki i miejsca we wszechświecie, o poznaniu własnych wartości i za podążaniem za głosem serca. Ta piękna powieść sprawiła, że było mi jednocześnie radośnie i smutno, przez nią nie wiedziałam co z sobą zrobić.
Przeczytajcie, a nie pożałujecie!

sobota, 30 sierpnia 2014

Księgarnia Erido

Notatka ta pisana jest w ramach współpracy z księgarnią internetową Erido.

Księgarnia ta została otwarta niedawno i zajmuje się sprzedawaniem książek w wersji "e". Ludzie w niej pracujący niezwykle wielką wagę przywiązują do tego, jakie książki aktualnie interesują czytelników i starają się takie zapewnić. Dlatego też powieści, które można znaleźć na stronie księgarni są świeże i naprawdę dobre.
Dlatego jeżeli chcecie kupić książki do swojego czytnika polecam Wam właśnie tę księgarnię!

wtorek, 26 sierpnia 2014

Porozmawiajmy o Twojej recenji - Rywalki



W tym wydaniu "Porozmawiajmy o Twojej recenzji" wzięłam pod uwagę recenzję "Rywalek" autorstwa Marceliny. Recenzję możecie przeczytać TUTAJ.


Pierwszą rzeczą o jakiej chciałabym porozmawiać, jest coś, na co Marcelina zwróciła uwagę, już właściwie na początku recenzji:

"Nie mam BLADEGO pojęcia, co w tej książce jest, ale choliba wciąga, i to mocno! Może to jakiś urok, który rzuca ta okładka, może umieszczony w niej magnes, który jest niewidzialny? Jakaś siła jednak działa, że czytelnik aż oderwać się nie może!"

I tutaj w pełni zgadzam się z autorką recenzji. Książka wciąga i to niesamowicie. Również nie wiem dlaczego tak się dzieje, chociaż mam na to kilka teorii, ale żadna nie jest w 100% trafna. Zresztą nie tylko ja tak mam. Ostatnio pożyczyłam "Rywalki" mojej przyjaciółce (pozdrawiam ♥) i jej również strasznie się spodobały, jednak nie uzasadniła mi ona, co jej się tak spodobało. Może rzeczywiście okładka rzuca urok? Nad tym trzeba się poważniej zastanowić!

"Fabuła powieści jest ciekawa - 35 dziewczyn, które walczą o jedno miejsce przy boku księcia, 35 rywalek, których z każdą chwilą ubywa... Pomysł jest więc oryginalny, a czytelnik z każdą stroną chce znać dalszy bieg tej historii, dalszy etap Eliminacji i zmagań rywalek o względy u przystojnego księcia."

Co do oryginalnego pomysłu, to pewnie wiele osób mogłoby się kłócić. Czytając jeszcze kilka recenzji "Rywalek" zauważyłam, że dużo osób porównuje je do "Igrzysk śmierci".
Jak pisałam u siebie, dla mnie to porównanie jest tylko powierzchowne, jednak jeżeliby się zastanowić, to całkiem nieźle widoczne (w moim przypadku jednak dopiero, kiedy ktoś zwrócił na to uwagę). Czytając naprawdę w ogóle nie wpadłam na pomysł, że autorka mogła wzorować się na pani Collins, więc... rozstrzygnijcie to sami ;-)

"Ale żeby nie było tak pięknie, trzeba też wypomnieć wady. Otóż książka jest strasznie przewidywalna, a patrząc na tytuł części ostatniej jak i okładkę "The One"... no jak można się nie domyślić zakończenia? No właśnie można i to nawet bez czytania części pierwszej. Choć, gdy spędzałam miło czas z "Rywalkami", nie zbyt bardzo mnie to obchodziło, czy irytowało aż tak, pochłaniałam historię...
Jest też kilka szablonów, jak trójkąt miłosny (no ale... ja i tak jestem pewna zakończenia), los, który sprawia, że szara myszka staje się jedną z Wybranych..."

Tak z tą ostatnią częścią serii rzeczywiście mogą być problemy, szczególnie teraz, kiedy mamy już polski tytuł, jednak mi również zbytnio nie rzucało się to w oczy. Gdzieś głęboko czułam cały czas (i nadal czuję), że autorka jeszcze nas czymś zaskoczy i mam nadzieję, że się nie zawiodę!

"Jako, że jest to młodzieżówka - powieść ta jest lekka, ale powiedziałabym że nieskomplikowana również. Akcja jest spokojna, co pozwala nam powoli wdrążyć się w świat podziału na klasy oraz przebiegiem Selekcji. Naprawdę rzadko zdarza mi się lubić tak wolną akcję, która tylko czasem przyśpieszała (dodając dreszczyka), tutaj wprost nie wyobrażam sobie, by fabuła gnała jak struś pędziwiatr. Autorka specjalnie wprowadziła taki zabieg, by wprowadzić napięcie i zauroczyć tą historią."

Ja jestem miłośniczką szybkiej akcji, ale w tym wypadku rzeczywiście nie była ona ani za szybka, ani za wolna, więc... jest okay :-) Rzeczywiście szybka akcja nie byłaby tutaj zbytnio na miejscu.

"Ale jest jedna rzecz, za którą autorka ma u mnie przekichane - a mianowicie koniec powieści. Zakończenie jest okropne! Przerwane, tak jakby ktoś opowiadał swoją historię, powiedział długi wstęp i zawiesił się, zamilczał. Przez 10 minut patrzyłam tępo w słowa "Koniec części pierwszej" i nie mogłam uwierzyć, że muszę czekać ok. 3 miesięcy , by dowiedzieć się jak dalej potoczy się ta opowieść i jakiej pikanterii doda autorka oraz czym zaskoczy... Głuchy sygnał... Hallloo! Ja chcę więcej!"

Ja nie miałam takiego odczucia. Może rzeczywiście pozostało takie dziwne uczucie pustki, jak wtedy kiedy kończy się coś naprawdę dobrego, ale nie wściekłam się na autorkę. Ja bardzo lubię takie niejasne końce, które zagrzebują się w pamięci i nie chcą wyjść. A co do drugiej części, to ku mojemu zdziwieniu wcale jej tak nie wyczekiwałam. Podświadomie czułam, że będzie gorsza i (według mnie) tak właśnie było :-/

"Cudownie spędziłam czas z "Rywalkami" (bardziej podoba mi się polska nazwa, niż przetłumaczony tytuł "Selekcja", bo to jakoś kojarzy mi się z sekcją żaby xD) i wprost nie mogę doczekać się "Elity"! Okładki zachwalać nie będę, bo chyba każdy widzi, jak piękna jest szata graficzna."

Okładka rzeczywiście jest cudowna (chociaż nie może równać się z trzecią częścią trylogii). Natomiast co do tytułów - angielskiego i polskiego - to "Rywalki" rzeczywiście są lepsze. Mi "Selekcja" kojarzyłaby się tak jakoś sztywno (nawet do końca nie wiem dlaczego). A "Rywalki" pasują jak ulał :-)

Nie wiem dlaczego, ale powieść kojarzy mi się z baśnią i to o "Kopciuszku". Choć czytając różne opinie zauważyłam porównanie do "Igrzysk śmierci"... które jakoś mi tu nie zbyt bardzo pasuje, ale każdy ma swoją wizję i interpretacje.
Tak więc "Rywalki" to kawał dobrej książki, która spowita jest magią otumaniającą czytelnika. I choć jest kilka błędów i niedociągnięć, są one porzucane w niepamięć. Nie wiem co ta książka ma w sobie, ale zawładnęła mym serduchem! Z pewnością ląduje w moich ulubionych.
Kocham i polecam gorąco baśniowe klimaty i marzenia o pięknych sukniach i przystojnym księciu z bajki!"

O porównaniu do "Igrzysk" już się wypowiadałam więc nie będę tego powtarzać. Co do "Kopciuszka" to jakoś mi się to z nim nie kojarzy.
Rzeczywiście w książce zawarta jest prawdziwa magia, a błędy autorki łatwo można przebaczyć. Także "Rywalki" polecam każdemu!

Bardzo dziękuję Marcelinie za to, że zgłosiła do akcji recenzję takiej cudownej książki. Teraz wasza kolej na kontynuowanie dyskusji! W komentarzach piszcie co sądzicie o tej książce i czy zgadzacie się z aspektami przedstawionymi tutaj, czy jakoś inaczej postrzegacie książkę. 
Czekam na wasze zdanie!

sobota, 23 sierpnia 2014

50# Baśniobór: Gwiazda Wieczorna wschodzi - Brandon Mull


Tytuł oryginalny: "Fablehaven. Rise of the Evening Star"
Oryginalny język: angielski

Wydawnictwo: W.A.B
Rodzaj: fantasy/młodzieżowe
Ilość stron: 413
Cena: 39,90 zł

UWAGA! "Baśniobór: Gwiazda Wieczorna wschodzi" jest drugą częścią serii. W tej recenzji mogą występować małe zapowiedzi co do części pierwszej. Najlepiej na początku przeczytaj pierwszą cześć, której recenzja jest TUTAJ.

Po przygodzie w Baśnioborze Seth i Kendra wracają do normalnego życia. A przynajmniej wydaje im się, że jest ono normalne - Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej nie śpi. Niezbitym dowodem na to jest pojawienie się w klasie Kendry nowego ucznia. Dziewczynka za pomocą mocy, którą obdarowały ją wróżki rozpoznaje w nim kobolda.

Dodatkowo dzieci spotykają tajemniczego Errola, który ofiaruje im swoją pomoc. Czy naprawdę można mu ufać?
Rodzeństwo będzie musiało wrócić do Baśnioboru i stawić czoło drzemiącemu tam złu. Bo jak wiadomo ono nigdy nie śpi.

To tak na wstęp, żebyście mogli mniej więcej zorientować się, co może czekać Was podczas ponownego pobytu w Baśnioborze, a jednocześnie, abyście nie dowiedzieli się zbyt dużo o następnej części tej magicznej serii.
Co mogę powiedzieć o tej książce. Teraz, kiedy (przyznam się wam) skończyłam czytać całą serię, część druga wydaje mi się bardzo odległa (a czytałam około miesiąca temu). Tyle się zmieniło od tamtego czasu... no ale o tym w innym poście (który na razie jest małą niespodzianką).
Wracając do tematu. Część druga serii jest równie dobra, jak pierwsza. Pomyślałby kto, że autor wszystkie pomysły na serię wykorzystał przy pisaniu pierwszej części. Nic bardziej mylnego!
Czytając, wydawało mi się, że Brandon Mull korzysta z niewyczerpanego źródła pomysłów (o czym - tak na marginesie - miałam się jeszcze wiele razy przekonać).

Przekraczając magiczne bariery Baśnioboru całkowicie oddajemy się niesamowitości tego miejsca. Na każdym kroku spotkać możemy magiczne, niektóre znane nam, a niektóre całkowicie wymyślone przez autora istoty. Razem z głównymi bohaterami przeżywamy niezwykłe przygody, podczas których poznajemy tajemnice magicznego świata. Czego chcieć więcej?

Książka jest naprawdę ślicznie zrobiona, tak, aby czytelnika zachęcić do kupna/wypożyczenia i przeczytania. Na pierwszy ogień idzie okładka. Chciałabym tutaj zauważyć, że okładki każdej z części "Baśnioboru" są ze sobą połączone i odkrywają rąbka tajemnicy co do treści książki i mających nastąpić wydarzeń.
Równie dużym plusem książki są obrazki (o których zapomniałam napisać w recenzji poprzedniej części), które nie pojawiają się często, ale w takich odstępach żeby umilić czytanie i dopomóc, gdy nasza wyobraźnia się psuje :-)




Sami widzicie, że ilustrator naprawdę się postarał. Obrazki są niezwykłe i naprawdę nie mam się do czego przyczepić :-)

Największa zauważalna zmiana, jaką zaobserwowałam, zaszła według mnie w głównych bohaterach. Trzeba tutaj przypomnieć, że od ich ostatniej wizyty w w Baśnioborze minął rok. Oboje bardzo wydorośleli, ale w szczególności Seth. Nie robił już wszystkiego tak bezmyślnie. Nadal czasami zachowywał się naiwnie, ale przy wielu wyborach (a szczególnie tych, w których ważyły się losy Baśnioboru) wykazał się logicznym myśleniem i za to naprawdę go doceniłam.

Co mogę wam jeszcze powiedzieć? "Baśniobór" stał się najlepszym cyklem, jaki ostatnio miałam szansę przeczytać. Także oczywiście serdecznie Wam go polecam!


PS. Gdy wy to czytacie, ja prawdopodobnie siedzę na plaży (albo śpię) :-) Pozdrawiam!

wtorek, 19 sierpnia 2014

49# Niebo istnieje... Naprawdę! - Todd Burpo oraz Lynn Vincent



Oryginalny tytuł : "Haven is for real!"

Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Rafael
Rodzaj: biografia (chyba)
Ilość stron: 225
Cena: ?

„Niebo istnieje… naprawdę!” opowiada historię czteroletniego chłopca – Coltona – który po operacji wyrostka robaczkowego oświadczył, że odwiedził niebo.
Wszystko zaczęło się od bólu brzucha i wymiotów. Mimo, że Colton był u kilku lekarzy, żaden z nich nie stwierdził zapalenia wyrostka. Nie było nawet takiej możliwości. A jednak.
W końcu, po kilku dniach, chłopiec trafił do szpitala z pękniętym wyrostkiem robaczkowym.
Operacja przebiegła sprawnie i mimo, że stan chłopca był bardzo zły, to ani razu (przynajmniej tak powszechnie twierdzono) lekarze nie „stracili” Coltona. 
A mimo to ten mówił, że odwiedził niebo. A wspaniałe dowody na to, opisane są właśnie w tej książce.

Od jakiegoś czasu bardzo głośno było o tej powieści z powodu jej ekranizacji (którą na marginesie widziałam, ale już po przeczytaniu powieści). Nie wiedzieć czemu, książka napawała mnie lekkim niepokojem. Nie wiedziałam czego mam się po niej spodziewać.
Ale po nią sięgnęłam. I nie pożałowałam!
Na świecie jest wielu ludzi, którzy twierdzą, że widzieli niebo. Inaczej jest jednak słyszeć takie wyznanie od kogoś dorosłego, a inaczej od małego dziecka, które wie (nawet jeżeli uczęszcza na religię, do szkółki niedzielnej itp.) bardzo mało o Jezusie i w ogóle o jego znaczeniu dla ludzkości. Tym bardziej dziwne było, że nagle mały chłopiec zaczął opowiadać o tym, że widział u Jezusa "znaczki" na rękach i nogach. W ogóle wszystkie wyznania małego Colona były niezwykłe do tego stopnia, że czasami sama musiałam przypominać sobie, że jest to prawdziwa historia. To było aż paradoksalne, bo mimo, że wiedziałam to i w to wierzyłam, to cały czas na nowo się zaskakiwałam.

Czytając "Niebo istnieje... Naprawdę!" oprócz historii Coltona poznałam także opowieści o wielu innych wspaniałych ludziach, które na długo pozostaną w moim sercu.
Książka pokazała również, że czasami dla wielu rzeczy trzeba się naprawdę poświęcić. Dużo osób pewnie myśli coś typu: "Ale on miał fajnie. Był w niebie, widział Jezusa..." i tak dalej. Trzeba jednak przypomnieć jaką cenę miały te "odwiedziny". Chłopiec bardzo długo cierpiał. Nie tylko przed operacją, ale także po niej. Musiał mieć odsączaną ropę i przeszedł jeszcze wiele różnych zabiegów. Nie miał łatwo także w szkole. Kiedy jego historia trafiła do gazet zaczął być wyśmiewany przez bardzo wielu ludzi, którzy nie wierzyli, albo nie chcieli uwierzyć w jego historię.
Jezus przypomina nam jednak, że jeśli dzielnie będziemy głosić jego słowo, to otrzymamy wieczne życie w niebie.

Książka umocniła we mnie wiarę. Pomogła mi, kiedy naprawdę tego potrzebowałam. Myślę, że jet ona naprawdę godna polecenia!

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

10000 wyświetleń

Właśnie zauważyłam, że mojemu blogowi stuknęło 10000 wyświetleń!  Jestem Wam ogromnie wdzięczna, ale dziwię się, że tyle osób zechciałmnie czytać. Cieszę się również,  że osiągnęłam tą magiczną liczbę przed pierwszymi urodzinami blpga, które są już we wrześniu (ale o tym innym razem). Także jeszcze raz ogromnie Wam dziękuję! 

niedziela, 17 sierpnia 2014

Notka z Chorwacji

Nie wiem jak ale zdobyłam w Chorwacji internet! To jest cud! Pogoda dopisuje aczkolwiek były obawy,  że spadnie deszcz. Woda jest cudowna - ciepła i czysta.
Pozdrawiam Was wszystkich i mam nadzieję, że Wasze wakacje również są udane :3

środa, 13 sierpnia 2014

Stosik wyjazdowo-podróżniczy

 Hej wszystkim! Jak niektórzy z Was wiedzą, jutro wyjeżdżam. Jadę do Chorwacji i nie będzie mnie przez dwa tygodnie. Mam ustawione posty automatyczne, więc na blogu nie będzie jakiejś niewyobrażalnie długiej przerwy. Teraz chciałabym Wam jednak zaprezentować mój stosik książek na wyjazd :-)


"Requiem" - Lauren Oliver - mój nabytek z Empiku :-)
"Strych Tesli" - Neal Shusterman, Eric Elfman - wypożyczone z biblioteki

"Whisper. Nawiedzony dom" - kolejna książka Isabel Abedi, która trafiła w moje ręce. Również ona jest wypożyczona z biblioteki
"Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi" - Rafał Kosik - przyznam się, że tę książkę będę czytała po raz trzeci :3
"Igrzyska śmierci" - Suzanne Collins - Książkę kupiłam rok temu (w zestawie z resztą trylogii) i już raz była ona czytana :-)

Mam nadzieję, że ten malutki stosik się wam podoba i... widzimy się za dwa tygodnie!

piątek, 8 sierpnia 2014

Akcja "Porozmawiajmy o Twojej recenzji"

Już jakiś czas temu do głowy wpadł mi pewien pomysł, który chciałabym wcielić w życie. Mianowicie akcja "Porozmawiajmy o Twojej recenzji".
Już wam tłumaczę, o co chodzi w tej akcji. Chcę żebyście podsyłali mi linki do recenzji książek, które ja również recenzowałam u siebie na blogu. Następnie będę wybierać kilka takich recenzji i sama będę je recenzowała.
O co chodzi z recenzowaniem recenzji? Nie chcę pisać, jak zbudowana jest dana recenzja. Czy autor recenzji popełnił jakieś błędy ortograficzne itp. Nie, bo sami nie czulibyście się swobodnie, gdybym oceniała wasze recenzje pod tym względem i akcja najprawdopodobniej by nie wypaliła. 
Chodzi o to, że będę skupiała się na tym, kto jak spostrzegł daną książkę i będę porównywała to do tego, jak ja ją spostrzegłam  i powstanie taka dyskusja. I właśnie o to chodzi, aby do tej dyskusji dołączyło jak najwięcej osób. 
Oczywiście na początku takiej "recenzji" będę pisała z jakiego bloga "wzięłam" recenzję.
Dodatkowo każdy wpis z tej serii będzie oznaczony takim banerkiem:


Tak więc jeżeli na Waszym blogu jest recenzja książki, którą ja również recenzowałam i chcecie abym coś o niej skrobnęła, to właśnie pod tym postem zostawcie mi do niej link.

Na razie to wszystko. Jakbyście mieli jakieś pytania, to piszcie również w komentarzach, a na pewno na nie odpowiem :-)

Pozdrawiam :*