środa, 22 lipca 2015

Straszne statystyki...

Od czego by tutaj zacząć... może od tego, że długo mnie nie było. Właściwie to nie było mnie cały czas, a bywałam jedynie "przejazdem". Zaniedbałam się w pisaniu. Bardzo. Zresztą w czytaniu również porobiłam sobie zaległości. Nie powiem - mogę tłumaczyć się szkołą, obowiązkami, a teraz wyjazdami. Tak to prawda, wyjeżdżałam. Za kilka dni znowu wyjeżdżam.
Przejrzałam jednak statystyki bloga i nie - wcale nie chodzi mi o wejścia. Chodzi o ilość postów, które dodałam w ciągu roku poprzedniego i teraźniejszego. Od stycznia napisałam... 9 recenzji.
Nie będę się mówić czym to było spowodowane. Po prostu. Tak się stało i już.
Postanowiłam jednak wziąć się w garść i powiedzieć sobie: koniec!
Także jakoś na dniach powinna pojawić się kolejna recenzja. A jeżeli mi się uda to kilka recenzji. I tym razem nie będzie dwumiesięcznych przerw.

A tu macie obrazek. Tak bez powodu. Żeby oczy nacieszyć.

czwartek, 9 lipca 2015

72# Papierowe miasta - John Green



Quentin Jacobsen – dla przyjaciół Q – ma osiemnaście lat i od zawsze jest zakochany we wspaniałej koleżance, zbuntowanej Margo Roth Spiegelman. W dzieciństwie przeżyli razem coś niesamowitego, teraz chodzą do tego samego liceum.
 Pewnego wieczoru w przewidywalne, nudne życie chłopaka wkracza Margo w stroju nindży i wciąga go w niezły bałagan. Po czym znika. Quentin wyrusza na poszukiwanie dziewczyny, która go fascynuje, idąc tropem skomplikowanych wskazówek, jakie zostawiła tylko dla niego. Żeby ją odnaleźć, musi przemierzyć setki kilometrów po USA. Po drodze przekonuje się na własnej skórze, że ludzie są w rzeczywistości zupełnie inni, niż sądzimy. Czy dowie się, kogo szuka i kim naprawdę jest Margo?
(opis z tyłu książki)

"Papierowe miasta" to kolejna książka Johna Greena, która tak bardzo mnie poruszyła i pchnęła do zmienienia swojego życia. Autor jak zwykle wspaniale podszedł w niej do wielu problemów, z jakimi musi uporać się dzisiejsza młodzież. Można by powiedzieć nawet, że "Papierowe miasta" to swego rodzaju poradnik dla dzisiejszych nastolatków, otwierający oczy na rzeczy, z których wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy, albo których nie dostrzegaliśmy. Ale co jest takiego wspaniałego w tej książce?

"Pamiętaj, że czasami nasze wyobrażenie drugiej osoby niewiele ma wspólnego z tym, kim ona naprawdę jest."

Przede wszystkim została tutaj poruszona kwestia tego, jak spostrzegamy innych ludzi. Ile razy patrząc na kogoś myśleliście, jakie wspaniałe musi on mieć życie? Zazdrościliśmy mu przyjaciół, wyglądu. Czasami też jednocześnie mogliśmy taką osobę mogliśmy podziwiać.
Okazuje się, że wcale nie jest tak wspaniale. Możecie nie wierzyć, ale naprawdę zawsze znajdzie się coś, co psuje komuś cały porządek. Zawsze musi być jakieś "ale". Zapytacie więc pewnie, dlaczego niektórzy ludzie cały czas się uśmiechają, kiedy to inni są chodzącym smutkiem? To wszystko zależy od rodzaju problemów z jakimi się zmagamy, ale w głównej mierze również od charakteru. Za to podziwiam Margo. Za jej charakter. Mimo wielu powodów do smutku, mimo opuszczenia ze strony innych i samotności nie poddała się. Zamiast siedzieć z założonymi rękami i czekać na to, aż zdarzy się w jej życiu cud, który wszystko zmieni, sama podjęła się tych zmian. I mimo, że środki, które zastosowała mogły momentami wydawać się drastyczne, to wiedziała, że stojąc w miejscu niczego nie zyska.
Ludzie boją się zmian. Nie wiedzą jednak, że czasami są one potrzebne nawet, jeżeli z początku wydają się one bez sensu. Margo to rozumiała. I odważyła się zaryzykować.

"Jakże łatwo można dać się zwieść, wierząc, że człowiek jest czymś więcej niż tylko człowiekiem."

Na drugą kwestię mającą związek z tym, jak spostrzegamy inne osoby, oczy otworzył mi Q.
Czasami jest tak, że ludzie, którzy są ze sobą szczęśliwi nagle zaczynają się kłócić. Mają do siebie jakiś żal, prawią sobie wyrzuty, aż w końcu rozstają się i nikt tak naprawdę nie wie o co im chodziło.
Quentin mniej więcej w połowie książki zaczął zastanawiać się, dlaczego tak właściwie szaleje za Margo. Doszedł nawet do takiego wniosku, że mogło mu się spodobać jego wyobrażenie o dziewczynie, a nie ona sama. 
Czasami za bardzo przeceniamy daną osobę. Zapominamy, że jest ona tylko człowiekiem, że również ma swoje wady. Wyobrażamy ją sobie jako kogoś idealnego, lepszego od zwykłych ludzi. Przez to ranimy  tą osobę i jednocześnie sprawiamy ból sobie. Czujemy się zdradzeni i oszukani, tylko dlatego, że ktoś nie spełnił naszych oczekiwań. Nie jesteśmy wstanie przyjąć do świadomości, że to my popełniliśmy błąd przewyższając w naszych wyobrażeniach możliwości danego człowieka.

Bardzo spodobała mi się metafora "Papierowych miast", jako czegoś nietrwałego i łatwego do zniszczenia. Jako miejsca, w których można bardzo łatwo się zgubić, w którym można samemu stać się "Papierowym człowiekiem".
Każdy ma swoje Papierowe miasta. Dla większości ludzi jest to miejsce, w którym ukrywają się oni ze swoimi problemami i nie pozwalają im wyjść na światło dzienne.
Trzeba jednak pamiętać, że w takim miejscu papierowe jest wszystko, a im dłużej w nim przebywamy, tym bardziej zacierają się dla nas granice, pomiędzy naszymi wyobrażeniami, a rzeczywistością. Dlatego żyjmy teraźniejszością, i nie myślmy o tym, jak mogło być, a jak nie będzie.
Snujmy marzenia, które możemy spełnić. Dążmy do celów. Nie poddawajmy się.
Nie zamykajmy się w Papierowych miastach.

"PÓJDZIESZ DO PAPIEROWYCH MIAST I NIGDY JUŻ NIE POWRÓCISZ"

niedziela, 24 maja 2015

71# Jedyna - Kiera Cass


Tytuł oryginalny: "The One"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Jaguar
Rodzaj: młodzieżowa
Ilość stron: 335

America Singer jest jedną z czterech dziewcząt, które utrzymały się w ścisłej czołówce Eliminacji. Ukochana przez zwykłych ludzi, znienawidzona i bojkotowana przez obecnego króla, dziewczyna wciąż nie jest pewna swych uczuć. 
Sytuacja w kraju pogarsza się z każdym dniem. Ataki rebeliantów stają się coraz bardziej zaciekłe. Śmiertelne niebezpieczeństwo grozi nie tylko osobom zebranym w pałacu, ale także ich rodzinom.
Los całej Illei może spoczywać właśnie w rękach Ami - jedynej osoby na tyle odważnej, by mówić głośno o społecznej niesprawiedliwości i potrzebie odmiany.
Czy dziewczyna powróci do swej dawnej miłości, czy wybierze Maxona i zdecyduje się zostać królową, by podjąć walkę o lepszy świat dla siebie i wszystkich mieszkańców Illei?
(opis ze "skrzydełka" książki)

Gdy zobaczyłam okładkę "Jedynej" z miejsca się zakochałam. Oczywiście, że znam jeden z tych starych, jak świat banałów mówiących, żeby nie oceniać książki po okładce, trudno jednak nie zareagować podobnie jak ja, gdy widzi się coś tak pięknego. Gdy już kupiłam książkę cały czas, jeszcze zanim zaczęłam ją czytać, kładłam ją we wszelkich możliwie widocznych miejscach, aby móc nią cieszyć wzrok. Jednak jak wszyscy dobrze wiemy, okładka to nie wszystko. A co kryło się w środku "Jedynej"?

Po pierwsze, chyba wszystkie osoby, które czytały poprzednie części "Rywalek" i którym książki te podobały się, na pewno cały czas zastanawiały się, jak zakończy się cała trylogia. Oczywiście, ostatnia część nosi tytuł "Jedyna", ale może nam to mówić tyle samo, co nic. Dlatego czułam często lekkie uczucie niepokoju na myśl, że autorka jedną książką, jednym rozdziałem, jednym zdaniem, może zniszczyć całą niczego sobie trylogię. Moje obawy okazały się być jednak bezpodstawne. 
"Rywalki" były dość spokojne, akcja się dopiero rozkręcała, jednak czytało je się w zatrważającym tempie. "Elita" była już może trochę gorsza, ale "Jedyna" była istną wisienką na torcie. Autorka naprawdę dobrze przemyślała, to jak chce zakończyć książkę - nie zostawiła żadnego "wolnego" wątku, żadnej nierozwiązanej zagadki - to było po prostu świetne.

Naprawdę bardzo trudno było mi się rozstać z "Rywalkami" (nawet jeżeli mam świadomość, że niedługo kolejna część, to i tak czuję, że będzie to coś zupełnie innego). Była to naprawdę cudowna trylogia. Sprawiła ona, że przez chwilę mogłam poczuć się wybraną, mogłam stać się księżniczką mieszkającą w pięknym zamku i noszącą drogie suknie. Mogłam jednak poznać ciemne strony takiej rzeczywistości. Jeżeli więc ktoś szuka pięknej, pełnej miłości baśni, jednak dla trochę starszych, to polecam trylogię "Rywalki".

wtorek, 7 kwietnia 2015

70# Eleonora i Park - Rainbow Rowell


Tytuł oryginalny: "Eleonor & Park"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Otwarte
Rodzaj: młodzieżowa
Ilość stron: 359

Eleonora nie jest idealna. Co najwyżej przeciętna. Zwykle ubiera się jak chłopak, a swoje rude, kręcone włosy ma w nieładzie. Jej sylwetka również pozostawia wiele do życzenia. Dodatkowo dziewczyna musi codziennie stawiać czoło swojemu ojczymowi, który krótko mówiąc jej nienawidzi. Nic dziwnego, że nastolatka jest skryta - nie chce, aby ktokolwiek dowiedział się o jej problemach rodzinnych. Wtedy to właśnie poznaje Parka. Chłopak również jest inny niż wszyscy. Ma w połowie koreańskie korzenie, trenuje taekwondo i uwielbia komiksy. Z początku jednak nie za bardzo jest przekonany co do Eleonory. Dalsze wydarzenia jednak sprawią, że ta dwójka stanie się dla siebie najważniejszymi ludźmi na świecie. Co jednak, jeżeli los zechce ich rozdzielić?

Dawno nie czytałam tak dobrej książki! "Eleonora i Park" od początku chwyciła mnie w swoje szpony i nie chciała puścić aż do ostatniej kartki. Chęć poznania losów bohaterów, cały czas przeplatających się ze sobą, nie pozwala odłożyć książki aż do jej zakończenia. A największy problem pojawia się wtedy, gdy nie wie się, czy chce się poznać zakończenie, czy jeszcze trochę zwlekać, aby nie kończyć powieści za szybko.

Sięgając po "Eleonorę i Parka" myślałam, że będzie to kolejna młodzieżówka, opowiadająca o nastoletniej miłości (pięknej, a mimo to nietrwałej). Książka za to pozytywnie mnie zaskoczyła. Okazała się być o wiele dojrzalsza, niż przypuszczałam i poruszała problemy i kwestie, które rzadko pojawiają się nawet w najlepszych książkach młodzieżowych. Wszystkie sytuacje przedstawione w niej były bardzo realistyczne - nie było tutaj mowy o podkolorowywaniu czegokolwiek. Powieść ukazywała najtrudniejsze rzeczy, z jakimi może przyjść zmierzyć się młodym ludziom. Otwierała oczy na rzeczywistość może nie tyle w barwach tęczy, ile szarą, ale prawdziwą. Pokazywała też, że najważniejsze jest posiadanie przyjaciół, którzy nie zostawią nas w trudnych chwilach i którzy pójdą za nami w ogień.

"Eleonora i Park" jest powieścią uczącą człowieczeństwa. Pokazuje, że nie można nikogo oceniać na podstawie wyglądu i tego, jak zachowuje się w towarzystwie. Zwykle nie znamy przecież historii ludzi, których osądzamy. Nie wiemy, jaką mają sytuację rodzinną, majątkową, czy zdrowotną. A mimo to, tak łatwo przychodzi nam szufladkowanie innych. "Brzydka", "Gruby", "Dziwny" - to tylko niektóre przydomki jakie nadajemy ludziom w swoim otoczeniu. A "Eleonora i Park" udowadnia, że takie ocenianie kogoś do niczego nie prowadzi. Najpierw trzeba tego kogoś poznać - i to tak dokładnie, żebyśmy mogli wczuć się w jego sytuację - a gdy już to zrobimy to na pewno odechce się nam go "zaszufladkować". Pamiętajcie o tym.

Może niektórzy myślą, że książka opowiada o idealnej miłości - takiej od pierwszego wejrzenia, w której nie ma miejsca na kłótnie czy zazdrość.
I tutaj zaskoczę osoby, które tak sądzą, bo wcale tak nie jest.
Otóż miłość przedstawiona w powieści jest według mnie najbardziej zbliżoną do realnej miłością, jaką spotkałam w książce.
Park na początku nie był przekonany do Eleonory. Ocenił ją od razu na podstawie wyglądu - tego jak się ubiera, jak się zachowuje w nowym otoczeniu. I powiedzmy sobie wprost - niemal od razu ją znielubił. Jednak w tym samym momencie obudził się w nim duch empatii, który kazał chłopakowi wpuścić Eleonorę na miejsce obok siebie w autobusie.
Miłość jaka się między nimi zrodziła, wymagała czasu. Składało się na nią miliony wymienionych spojrzeń, uśmiechów i drobnych gestów. Miłość ta była również pełna zazdrości i kłótni, wynikających z braku zrozumienia ze strony drugiej osoby. A jednak i Eleonora i Park chcieli aby ta miłość trwała. I to było właśnie piękne. Mimo tyle niepowodzeń i przeciwności oni znajdowali ciągle to nowe pomysły, byleby tylko ich uczucie mogło przetrwać. Tutaj nie było mowy o egoizmie. Liczyło się tylko szczęście drugiej osoby.
Żaden spór nie był w stanie osłabić uczucia, które łączyło Eleonorę i Parka.
I to właśnie jest ta prawdziwa miłość.
Prawdziwa. I na swój sposób idealna. 

poniedziałek, 23 marca 2015

69# Podróże w czasie. Archiwum CHRONOSA - Rysa Walker


Tytuł oryginalny: "Timebound"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Feeria
Rodzaj: młodzieżowe / fantasy
Ilość stron: 424

Życie Kate jest zwyczajne, na ile zwyczajne może być życie szesnastolatki z Waszyngtonu, która chodzi do ekskluzywnej szkoły średniej i połowę tygodnia spędza z matką, a drugą z ojcem. Gdy jednak spotyka się ze swoją od dawna niewidzianą babcią, jej życie zaczyna przypominać kolejkę górską. Wkrótce Kate dowiaduje się, że jest posiadaczką niezwykłego genu umożliwiającego podróżowanie w czasie.
Kate musi przejść ekspresowe szkolenie, ponieważ czeka ją niezwykle ważne i trudne zadanie związane ze skokami w przeszłość. Gdy na skutek załamania czasu znikają jej bliscy, Kate musi działać natychmiast. wie jednak, że gdy wróci z przeszłości jej chłopak nie będzie o niej pamiętał. (opiz z tyłu okładki)

"Archiwum CHRONOSA" to kolejna książka, którą czyta się w zaskakująco szybkim tempie (mimo, że ciągnący się początek tego nie zapowiada). Szybka akcja i bardzo ciekawa fabuła wciągają czytelnika dogłębnie. Dodatkowo występuje przez wielu (w tym mnie) uwielbiany temat podróży w czasie, który może nie występował w książce przez cały czas, ale był tą strukturą na której opierały się wszystkie wydarzenia w powieści.

Książka Rysy Walker może niektórym przypominać "Time Riders" - znowu pojawia się motyw podróżników w czasie, którzy próbują naprawić zmiany, jakie inni zaprowadzili w historii. W "Archiwum CHRONOSA" jednak, wydarzeń, które bohaterowie chcą naprawić, jest naprawdę dużo i czasami aż nie wiadomo, po co oni chcą trafić do danego czasu i co chcą naprawiać. Dodatkowo książka Alexa Scarrowa opowiadała o ludziach, którzy chcą ochronić całą ludzkość, natomiast Kate w swoich poczynaniach starała się uratować przede wszystkim swoich bliskich a dopiero na drugim planie stawiała resztę świata (a takie przynajmniej odnosiłam wrażenie).

Po prostu serce mi pęka, gdy myślę, że nie wiem ile jeszcze będę musiała czekać na drugą część serii (jeżeli w ogóle wyjdzie druga część). Główną przyczyną tego są bohaterowie. Czytając, przywiązałam się do nich tak bardzo, że trudno mi się teraz z nimi rozstać. Nie mogę powiedzieć kogo lubię bardziej - Kate, czy jej chłopaka Treya. Obydwu na pewno zapamiętam na długo i zrobię wszystko aby dowiedzieć się, jak się dalej potoczyły ich losy.

Momentami powieść wydawała się być jednak trochę niezrozumiała (a przynajmniej dla mnie). Jeżeli chociaż na chwilę wyłączyło się podczas czytania swoją czujność, trudno było odnaleźć się między wydarzeniami - nagle nie wiemy, gdzie i przede wszystkim kiedy Kate się znalazła i trudno nam zrozumieć dlaczego. Cały czas więc miejcie się na baczności!

Co tutaj jeszcze mogę powiedzieć - powieść była dobra. Może nie na tyle, aby zająć najwyższe miejsce w moim rankingu, ale na pewno powinna się spodobać większości osobom, które chcą przeżyć przygodę z motywem podróży w czasie w tle.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Feeria

środa, 11 marca 2015

68# Władca piasków


Tytuł oryginalny: "Władca piasków"
Oryginalny język: polski
Wydawnictwo: Poligraf
Rodzaj: młodzieżowe / fantasy
Ilość stron: 415

Sonia wyjeżdża na międzynarodowy obóz zorganizowany pod hasłem "Na piaskach egipskiej pustyni". Luksusowy hotel, nowe znajomości i możliwość przebywania na pięknej, złocistej Saharze - to dla dziewczyny spełnienie marzeń. Sonia nie wie jednak, że organizator obozu ma również inny cel niż tylko zapewnienie młodzieży dobrej rozrywki. Cel, który dziewczyna ma dopiero poznać. Tymczasem zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Tajemnicze postacie wewnątrz piramidy, magiczny amulet wskrzeszający zmarłych i dziwny, starożytny symbol - to tylko część rzeczy należących do świata, o którym Sonii się nawet nie śniło. Tylko co z tym wszystkim ma wspólnego zbiegły, nastoletni morderca? Pytaniom nie ma końca...

Naprawdę rzadko miałam okazję sięgnąć po książkę, której akcja rozgrywa się na pustyni i miała związek ze starożytnym Egiptem i jego bogami. Po prostu nigdy mnie do tych powieści zbytnio nie ciągnęło. Teraz jednak, po przeczytaniu "Władcy piasków" trochę zmienię swoje podejście do tego typu książek.
Zacznijmy od tego, że powieść Elizy Drogosz czyta się niezwykle szybko. Napisana jest ona lekkim językiem, a akcja nie ciągnie się. Występują liczne opisy, ale są one tak umiejętnie wplecione pomiędzy różne wydarzenia, że nie zanudzają czytelnika. Całości dopełnia bardzo ciekawa fabuła. Książkę czytałam naprawdę z wypiekami na twarzy i wprost nie mogłam się od niej oderwać, aż do ostatniej strony. Przez cały czas czytania czułam się niepewnie - nie mogłam przewidzieć, jak powieść się skończy. To sprawiało, że jeszcze trudniej było mi ją odłożyć, choćby na chwilę - musiałam, po prostu musiałam poznać jej zakończenie. Cały czas zadawałam sobie pytanie: co się zaraz wydarzy? Co jeszcze czeka bohaterów? Autorka naprawdę bardzo zadbała o to, abyśmy czytali z szybko bijącym sercem i dreszczem przebiegającym po plecach.

Nie mówię, że książka była idealna (chociaż muszę przyznać - była bardzo dobra). Znalazło się kilka błędów, które można by poprawić. Już na początku zauważyłam, że bohaterowie (nie mówię, że wszyscy - ale kilkoro z nich co najmniej) są wyidealizowani - idealni pod względem wyglądu, wiedzy, a także tego, jak żyją. Po prostu z początku wydawać by się mogło, że przydarzają im się same dobre rzeczy. Nie mówię, że nie polubiłam głównych postaci (wręcz przeciwnie - pod koniec książki trudno mi się było z nimi rozstać) po prostu ich początkowe przedstawienie trochę mnie zirytowało. Podobnie było czasami, kiedy czytałam o tym, jak zachowywała się w danych sytuacjach główna bohaterka - Sonia. Cały czas ktoś musiał ją ratować z opresji. Naprawdę rzadko zdarzało się, aby sama wpadła na to, jak wybrnąć z jakiejś sytuacji. Nie powiem - potrafiła postawić na swoim, jednak kiedy przyszło co do czego to zwykle była "damą w opałach". Od bohaterów oczekuje się bardziej, że sami znajdą rozwiązanie problemów - kiedy zawsze ktoś ich ratuje staje się to już trochę naciągane.

Jak już wspomniałam, podczas czytania jesteśmy bardzo niepewni tego, co się jeszcze wydarzy. To tak, jakby autorka na poczekaniu wymyślała wydarzenia. Ma to swoje plusy i minusy. Jednocześnie chcemy czytać i czytać, aby dowiedzieć się wreszcie, co się stanie i dokąd prowadzą wszystkie poszlaki. Z drugiej jednak strony możemy czuć się trochę zdezorientowani - nie wiemy o co chodzi w książce i dokąd zmierza akcja. Jednak ocenianie, czy takie trzymanie w niepewności jest dobre, czy może wręcz przeciwnie, pozostawiam wam.

W książce postacie nie są podzielone na "dobrych i złych". We "Władcy piasków" każdy ma swoje pozytywne i negatywne cechy. Niektórzy posiadają więcej tych pierwszych - inny drugich. Trudno kogoś dopasować do konkretnej grupy, ponieważ ich składy cały czas się zmieniają - nagle okazuje się, że ktoś, kto wydawał nam się być zły, tak naprawdę jest dobry, i tak dalej.
Dlatego radzę wam jedno - nie dajcie się zwieść i nie ufajcie pozorom. One często mylą.

Jak już wcześniej wspomniałam, książka była naprawdę dobra. Ciekawa, lekka, ale również zawierająca bardzo ważne życiowe lekcje. Mówiła między innymi o tym, aby szanować to, co się posiada i aby dążyć do swoich celów nie patrząc na to, co robią inni. Naprawdę powieść warta przeczytania.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Poligraf

czwartek, 26 lutego 2015

67# Pajączek na rowerze - Ewa Nowak


Tytuł oryginalny: "Pajączek na rowerze"
Oryginalny język: polski
Wydawnictwo: Egmont
Rodzaj: dla dzieci/młodzieżowe
Ilość stron: 216

Oleńka ma, delikatnie mówiąc, dość trudny charakter. Za nauką i szkołą nie przepada, niełatwo z nią wytrzymać. Łukasz - wręcz przeciwnie. To spokojny chłopiec - grzeczny, obdarzony wybitną pamięcią i inteligencją. Nic dziwnego, że dwie tak różne osoby zaczynają znajomość od wzajemnej niechęci. Z czasem jednak połączy ich prawdziwe uczucie. Jest tylko jeden problem: oboje są jeszcze dziećmi. Dorośli uważają, że to zdecydowanie i stanowczo za wcześnie na miłość. (opis z tyłu książki)

Kiedy sięgnęłam po książkę myślałam sobie: "Idealna książka na ten okres. Lekka, spokojna - tego mi trzeba". Przeczytałam całą powieść w jeden dzień i... trochę zaniemówiłam. To prawda była to książka dla dzieci, jednak poruszała takie tematy, że na pewno pomogłaby niejednemu nastolatkowi, a nawet dorosłej osobie.
W świecie dzieci wszystko jest proste - ich spojrzenie na świat, to w jaki sposób postrzegają życie. Czasem dorośli nie chcą dziecku wytłumaczyć dlaczego na przykład kłócą się albo rozwodzą. Wtedy mówią coś typu "to skomplikowane". Dla dzieci to nie jest skomplikowane. Dla nich wszystko ma prostą przyczynę i idące za tym logiczne wytłumaczenie. Powieść Ewy Nowak została napisana właśnie w taki sposób - prosty, wręcz dziecięcy. Jednocześnie zostały w niej poruszone najważniejsze kwestie typu: miłość, rozwód rodziców, przyjaźń. Jednocześnie jednak dzięki swojemu prostemu, logicznemu myśleniu dzieci nie mogą zrozumieć niektórych rzeczy, ponieważ rzeczywistość kłóci się z ich spojrzeniem na świat. "Pajączek na rowerze" może pomóc dzieciom pogodzić się z różnymi codziennymi trudnościami, jakie przygotowało dla nich życie.

Postacie w książce są dosyć nieszablonowe. Bardzo uwydatnione są niektóre cechy charakteru (szczególnie osób dorosłych) co nie jest jednak minusem. Jak już wcześniej napisałam - wszystko wydaje się być spostrzegane z punktu widzenia dziecka (mimo, że narracja jest trzecioosobowa) aby dzieciom czytającym powieść łatwo było wszystko zrozumieć. W książce nie trzeba szukać ukrytych znaczeń. Niezwykła jest właśnie ta prostota, z którą wszystko zostało opisane.

W powieści został również poruszony temat, na który wiele osób często nie zwraca uwagi - moment przejścia dzieci w nastolatków. Często to właśnie wtedy ich świat staje na głowie - zaczynają dostrzegać przykrą stronę życia. Czasami sobie z nią nie radzą. Nie rozumieją również wielu rzeczy, jakie się wokół nich dzieją. Mogą się czuć zdezorientowane - często nie mają wpływu na to, co się wokół nich dzieje, nie mogą nic poradzić na kłótnie rodziców i ich rozwód. "Pajączek na rowerze" może pomóc dzieciom odnaleźć się w tym trudnym, a jednocześnie ważnym momencie ich życia.

"Pajączek na rowerze" jest naprawdę dobrą książką. Podobało mi się jej wykonanie, a  także lekki styl autorki i to, z jaką prostotą i łatwością potrafi przekazać naprawdę ważne i pouczające treści. Powieść naprawdę otwiera oczy na świat. Polecam - nie tylko dzieciom!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Egmont!

niedziela, 15 lutego 2015

66# Requiem - Lauren Oliver


Tytuł oryginalny: "Requiem"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: otwarte
Rodzaj: młodzieżowe
Ilość stron: 390
Cena: 34,90 zł

Rewolucja rozlewa się na cały kraj, oddziały rządowe śledzą i brutalnie tępią grupy Odmieńców. Jako członkini ruchu oporu Lena znajduje się w samym centrum konfliktu. Rozdarta między Aleksem, a Julianem walczy o swoje życie i prawo do miłości. 
W tym samym czasie Hana prowadzi bezpieczne, pozbawione miłości życie u boku narzeczonego - nowego burmistrza Portland. Wkrótce drogi dziewczyn znów się zejdą, a ich spotkanie doprowadzi do bolesnej konfrontacji. 
Czy można wybaczyć zdradę? Czy mury wreszcie runą? (opis z tyłu książki)

Po pierwsze chcę zaznaczyć, że jest to naprawdę bardzo dobre zakończenie całej trylogii. Czasami bywa tak, że pierwsza część jest bardzo dobra, druga trochę mniej, ale trzecia jest naprawdę nieudana - sposób, w jaki autor zakończył wszystko, nie zachwyca. Tutaj było inaczej. I mimo, że według mnie autorka nie wyjaśniła do końca wszystkich kwestii, to wybaczam jej to, ponieważ wszystko skończyła naprawdę umiejętnie - widać, że to przemyślała. Bardzo się z tego cieszę, ponieważ (jak pewnie większość z was wie) nieudane zakończenia książek potrafią dręczyć człowieka i dręczyć.

Narracja książki jest prowadzona na przemian przez Lenę i Hanę. Można tutaj dostrzec ogromny kontrast pomiędzy dziewczynami. Lena jest wolna i mimo, że musi walczyć o przetrwanie to widzi prawdę o świecie - nikt jej nie kontroluje, dziewczyna może dokonywać własnych wyborów. Hana natomiast żyje w świecie z pozoru idealnym, a prawdę przyćmiewa jej piękne kłamstwo. Jednak wkrótce dziewczyna będzie musiała zmierzyć się z rzeczywistością.
Autorka poprzez powieść zadaje nam pytanie: co byście wybrali, jakbyście mogli wybierać: piękne, aczkolwiek kruche kłamstwo, czy bolesną prawdę?

 Autorka bardzo umiejętnie prowadzi akcję - stwarza nowe wydarzenia bez których końcówka powieści mogłaby być zupełnie inna. To również pokazuje, jak bardzo książka była przemyślana - wydarzeń nie jest tyle, aby się w nich pogubić, nie ma ich również zbyt mało - wtedy powieść wydawałaby się po prostu nudna.

Jeżeli podobały się wam dwie poprzednie części trylogii - "Delirium" i "Pandemonium" - to możecie spokojnie sięgnąć po "Requiem". Jak już wspomniałam - nie zawiedziecie się.

środa, 21 stycznia 2015

65# Zac i Mia


Tytuł oryginalny: "Zac and Mia"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Feeria
Rodzaj: młodzieżowe
Ilość stron: 331
Cena: 29,90 zł

"Wyobraź sobie, że masz 17 lat... i leżysz przez miesiąc w szpitalnej izolatce, dochodząc do siebie po przeszczepie szpiku. Masz białaczkę. Cały twój świat staje w miejscu. Na oddziale wokół ciebie są sami staruszkowie po sześćdziesiątce, którzy nie łapią nic z twojej rzeczywistości. Kiedy do pokoju obok trafia dziewczyna w twoim wieku, trudno się nią nie zainteresować..."

Zaczynając czytać "Zac i Mia" bardzo się bałam, że będzie to w pewnym stopniu powielenie "Gwiazd naszych wina". Ogółem tematyka książek wydała mi się być bardzo podobna. A patrząc na sukces książek Johna Greena nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś chciałby się na nim wzorować licząc na podobne osiągnięcia.
Myliłam się jednak. "Zac i Mia" okazało się być książką... o wiele luźniejszą, jeżeli w ogóle można tak mówić o tego typu powieściach powieściach. Tematyka książki również nie krążyła cały czas wokół choroby. Mimo, że temat ten cały czas był widoczny gdzieś w tle, to dało się zapomnieć o jego obecności. 
Książka spodobała mi się i mimo, że nie była jakaś bardzo wyjątkowa, to dało się w niej znaleźć odpowiedzi, na najważniejsze życiowe pytania.

Głównych bohaterów polubiłam ogromnie i już po odłożeniu powieści żałowałam, że moja przygoda z nimi nie mogła trwać dłużej. Trudno mi za to wybrać kogo z nich lubię bardziej - Mia to buntowniczka kryjąca się ze swoimi uczuciami, poszukująca miłości i szczęścia, Zac natomiast jest sympatyczny i mimo, że jego statystyki nie są bardzo wysokie, stara się optymistycznie patrzeć na świat. Z czasem jednak wszystko ulega zmianie. W głównych bohaterach wyzwalają się emocje, jakich nigdy wcześniej nie doświadczyli. Muszą się nauczyć z nimi radzić. 
Postacie w książce nie są jednogłośnie pozytywne i negatywne. Każda jest inna - mają swoje wady i zalety, tak jak w prawdziwym życiu. To jest właśnie niezwykłe w tej powieści - musimy poznać obie strony bohatera i nauczyć się je akceptować. Dobra lekcja życia.

Książka nauczyła mnie wielu nowych rzeczy. A głównie tego, jak pocieszyć przyjaciela w cierpieniu. Tej lekcji szczególnie potrzebowałam, bo często życie stawia nas przed trudnymi sytuacjami w których trudno nam komuś pomóc a łatwiej go zranić. Naprawdę bardzo się cieszę, że sięgnęłam po tę książkę. Was również zachęcam do przeczytania jej.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Feeria

sobota, 3 stycznia 2015

64# Time Riders. Jeźdźcy w czasie - Alex Scarrow


Tytuł oryginalny: "Time Riders"
Oryginalny język: angielski
Wydawnictwo: Zielona sowa
Rodzaj: młodzieżowe/science-fiction/fantasy
Ilość stron: 427
Cena: 34,90 zł

Liam O'Connor powinien utonąć w morzu w 1912 roku.

Maddy Carter powinna zginąć w katastrofie lotniczej w 2010 roku.

Sal Vikram powinna spłonąć w pożarze w 2026 roku.

Jednak na chwilę przed wydaniem ostatniego tchnienia ujrzeli przed sobą tego samego tajemniczego mężczyzną, który powiedział: Złam mnie za rękę...

Liam, Maddy i Sal nie zostali jednak ocali. Zostali zwerbowani do tajnej organizacji, o której istnieniu nikt nie wie. Teraz mają tylko jeden cel - naprawić historię ludzkości. Dlaczego? Ponieważ podróże w czasie istnieją i jest wielu takich, którzy wracają do przeszłości, aby zmienić bieg historii.
Dlatego właśnie powstała tajna organizacja Time Riders - aby zapobiec zniszczeniu świata. (opis z tyłu książki)

Ja, jako ogromna fanka książek o podróżach w czasie, gdy tylko dowiedziałam się o "Time Riders" wiedziałam, że muszę mieć tę książkę. Mimo, że nie okazała się ona być jakoś specjalnie ambitna - ot typowa powieść z akcją i domieszką fantastyki, bądź science-fiction - to spodobała mi się ona na tyle, aby móc wam ją polecić.

W tej części "Time Riders", jak w wielu innych książkach występuje motyw, w którym to hitlerowcy wygrali wojnę i przejęli władzę nad światem. Osobiście takie książki również mi się bardzo podobają i chociaż jest ich dość dużo to również bardzo chętnie po nie sięgam. Tutaj jednak są prowadzone jakby dwa równoległe wątki - jeden, w którym to Liam cofa się w czasie, aby zapobiec zmianie historii i drugi, w którym to Maddy i Sam walczą o przetrwanie w świecie, w którym nastąpił wybuch bomby nuklearnej - w świecie pełnej zmutowanych kanibali, tylko czekających na nową zdobycz. To również było ciekawe i budowało bardzo tajemniczy nastrój.

Książka ma wiele punktów odniesienia, do wielu zdarzeń historycznych. Zatonięcie Titanica i zawalenie się World Trade Center to tylko nieliczne z nich. Przez cały czas autor zadaje sobie (i nam przy okazji) pytanie, przez wielu ludzi wprost uwielbiane, a mianowicie "Co by było gdyby?". Cały czas również szuka odpowiedzi na to pytanie i dlatego właśnie akcja książki nie stoi w miejscu. Jest to niezwykle ciekawy eksperyment, ale też niezwykle udany. Jest to naprawdę ogromny plus powieści.

Jeżeli jesteście fanami książek, w których cały czas coś się dzieje i dodatkowo, tak jak ja, uwielbiacie podróże w czasie to polecam wam "Time Riders". Na pewno się nie zawiedziecie!

czwartek, 1 stycznia 2015

Czytelnicze podsumowanie roku 2014!

Nadszedł ten długo wyczekiwany dzień czyli 1 stycznia. Wiele osób ma pewnie wrażenie, że zamknął się jakiś rozdział w ich życiu, a otworzył nowy.
Żegnając stary rok warto rzucić okiem na wszystkie rzeczy jakie się zrobiło. Nie mam ochoty robić jakiegoś długiego podsumowania będzie więc krótko, zwięźle i na temat.


10 najlepszych książek jakie przeczytałam w tym roku:

- Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa
- Baśniobór
- Percy Jackson i Bogowie olimpijscy. Złodziej pioruna
- W śnieżną noc
- Rywalki
- Kroniki Saltamontes. Ucieczka z Mroku
- Strych Tesli
- Wszechświaty. Pamięć
- Maximum Ride. Eksperyment "anioł"
- I nie było już nikogo

Nie będę pisała o najgorszych książkach, ponieważ nie przeczytałam czegoś tak złego, aby mogło się to zaliczyć do tej kategorii.

5 najlepszych filmów, które obejrzałam w tym roku:

- Interstellar (zakochałam się w tym filmie)
- Gwiazd Naszych Wina
- Next
- Mimzy mapa czasu (film ten oglądałam już kilka lat temu, ale nadal go kocham)

- Hobbit. Bitwa Pięciu Armii



3 najlepszych bajek, które obejrzałam w tym roku:

- Kraina lodu

- Pan Peabody i Sherman 

- Zaplątani



W tym roku udało mi się przeczytać aż 100 książek! Jestem z siebie naprawdę zadowolona, cieszę się, że sprostałam temu wyzwaniu. Mam nadzieję, że w tym roku przeczytanych książek będzie jeszcze więcej, ale to się okaże (no wiecie - szkoła, nauka).

Najlepszym wyborem, jakiego dokonałam w 2014 roku był wybór gimnazjum. Ciężka nauka, starania i trochę stresu opłaciły się. Dostałam się do wspaniałej szkoły. Poznałam również wspaniałych ludzi, dzięki którym czuję się naprawdę szczęśliwa i spełniona. Dziękuję, że jesteście ze mną i że mnie wspieracie!

Tym samym życzę wszystkim moim czytelnikom wspaniałego roku 2015. Aby był pełen niezapomnianych chwil spędzonych z niesamowitymi ludźmi. Życzę wam również dużo książek, weny twórczej i żeby szczęście zawsze gościło w waszym sercu!